Mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów; przebywa w areszcie. Mówił, że podpalał dla zabawy i dlatego, bo chciał zobaczyć akcję gaśniczą. Prokuratura oskarżyła go o zbrodnię ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu kara dożywotniego więzienia. Akt oskarżenia w tej sprawie jest już w Sądzie Okręgowym w Łodzi - poinformował w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania. Do serii pożarów w kamienicach przy ulicach Wschodniej i Pomorskiej w samym centrum Łodzi doszło od listopada 2007 do marca 2008 roku. Jak ustalono, mężczyzna w tym czasie dokonał co najmniej dziewięciu podpaleń. Najtragiczniejszy w skutkach pożar wybuchł 22 grudnia 2007 roku w kamienicy przy ul. Wschodniej 18. Według śledczych, sprawca nad ranem podłożył ogień na drewnianej klatce schodowej i poddaszu czteropiętrowej kamienicy. W pożarze zginęły wówczas trzy osoby - dwie kobiety i mężczyzna - mieszkające na poddaszu; dwie kolejne zatruły się dymem. Kilkanaście rodzin straciło wówczas dach na głową. Okazało się, że sprawca po raz kolejny podpalił tą samą kamienicę kilka miesięcy później - w marcu 2008 roku. Wówczas nikt nie zginął, ale straty materialne były ogromne - w sumie w wyniku tych dwóch podpaleń oszacowano je na ponad 2,5 mln zł. Wielu lokatorów straciło dorobek całego życia. Za spowodowanie pierwszego z tych pożarów Damian K. usłyszał zarzut zabójstwa trzech osób dokonanego ze szczególnym okrucieństwem. W przypadku pozostałych podpaleń został on oskarżony o spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Według śledczych do większości pożarów dochodziło we wczesnych godzinach rannych. Damian K. wzniecał ogień rozlewając płyny łatwopalne wśród śmieci i starych ubrań przy drewnianych elementach konstrukcyjnych kamienic m.in. drzwiach czy drabinach. Robił to celowo, żeby ogień szybko rozprzestrzeniał się. Najczęściej sam dzwonił do straży pożarnej i często wśród grupy gapiów przyglądał się akcji gaśniczej; w jednym przypadku podał nawet własne nazwisko. 27-latek został zatrzymany pod koniec kwietnia ub. roku. Podczas przesłuchań przyznał się do winy i w czasie przeprowadzonej wizji lokalnej wskazał miejsca, gdzie podpalał i dokładnie opisał swoje działania. Ekspertyza fonoskopijna, czyli badanie głosu, potwierdziła, iż to Damian K. dzwonił do straży pożarnej. Biegli psychiatrzy orzekli, że mężczyzna był poczytalny w chwili popełnienia przestępstw. - Oskarżony w śledztwie wyjaśnił, że podpalenia traktował jako zabawę. Robił to najczęściej wtedy, kiedy był pod wpływem alkoholu. Mówił, że chciał zobaczyć pożar i obserwować przebieg akcji gaśniczych - powiedział prok. Kopania. 27-latek ma podstawowe wykształcenie, nigdzie nie pracował; czasami zajmował się zbieraniem złomu. Do tej pory nie był karany.