Sąd zdecydował także, że Krystyna G. ma w ciągu pół roku zapłacić 2,5 tys. zł tytułem częściowego naprawienia szkody rodzicom niemowlęcia oraz ponad 700 zł kosztów sądowych. Środowa rozprawa odbyła się przed sądem w trybie uproszczonym i za zamkniętymi drzwiami. Na rozprawie nie było ani prokuratora, ani obrońcy. Sąd wyłączył jawność na wniosek oskarżycieli posiłkowych, rodziców dziecka. Także uzasadnienie wyroku było niejawne. Oskarżona nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura prawdopodobnie odwoła się od niego. - Gdybyśmy uważali, że społeczna szkodliwość zarzucanego czynu nie jest znaczna, to sami skierowalibyśmy wniosek o warunkowe umorzenia, a nie akt oskarżenia - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania. Do wypadku doszło 4 czerwca tego roku, a prokuraturę zawiadomił dziadek dziecka, a później także dyrektor szpitala. Jak ustalono, kilkudniowy noworodek tuż po urodzeniu trafił z matką do szpitala im. Madurowicza; dziecko przebywało na oddziale patologii noworodka. Według prokuratury, feralnego dnia pielęgniarka Krystyna G., aby uspokoić płaczące dziecko, podała mu rano smoczek od butelki, czyli smoczek, którego w takich przypadkach nie powinno się podawać. Okazało się, że była w nim także niewielka gaza. Noworodek zadławił się smoczkiem, który utkwił w jego przełyku. Po zdarzeniu pielęgniarka próbowała wraz z jedną z lekarek ratować dziecko, ale smoczka nie udało się wyjąć. Usunęli go dopiero lekarze ze szpitala przy ul. Spornej, gdzie chłopczyk trafił w ciężkim stanie; dziecko wymagało intensywnej terapii. Na szczęście - mimo zagrożenia życia dziecka i długotrwałego pobytu w szpitalu - nie doszło do ciężkich skutków zdrowotnych. Powołany w tej sprawie biegły ocenił obrażenia noworodka jako średnie, które naruszały czynności ciała dziecka na okres powyżej siedmiu dni. W ocenie biegłego, podanie smoczka niezgodnie z przeznaczeniem stwarzało jednak bezpośrednie zagrożenia dla życia i zdrowia dziecka. Pielęgniarce przedstawiono zarzut nieumyślnego narażenia noworodka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnego spowodowania średnich obrażeń ciała. W śledztwie kobieta nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. 55-letnia kobieta jest doświadczoną pielęgniarką, od lat pracującą w służbie zdrowia. W szpitalu im. Madurowicza była zatrudniona na stanowisku starszej pielęgniarki. Po zdarzeniu została odsunięta od pracy do czasu wyjaśnienia sprawy. Po zakończeniu procesu karnego sprawą pielęgniarki ma zająć się rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Pielęgniarek i Położnych.