Na podwórku witają nas dwa pieski. Dawna szkoła łączyła dwie wsie - Gaj i Policzko. Dlatego pensjonariusze nazwali psy Gaja i Poluś. Trafiły tu w dramatycznych okolicznościach. Ktoś wyrzucił szczeniaki do rowu. Znalazł je Jerzy Jarzębski, który co ranka przywozi kilkudziesięciu pensjonariuszy do Środowiskowego Domu Samopomocy w Gaju. Promyczki Witają nas uśmiechnięte pracownice ośrodka. Pensjonariusze są już na zajęciach. Wchodzimy do wypełnionej sali. Na krzesłach siedzą osoby w różnym wieku, są tam kobiety, mężczyźni. Choć panów, chłopców jest zdecydowanie więcej. - Rozpiętość wieku jest duża, od 18 do 60 lat. Są to osoby z gminy Przedbórz. Niektóre trafiły do nas same, innych to my szukaliśmy. Warunkiem możliwości przebywania w ośrodku jest orzeczenie o niepełnosprawności z PCPR, ZUS albo z KRUS - mówi Monika Śliż, pracownik ośrodka. W domu miejsce dla siebie znalazły różne osoby. Są chorzy z upośledzeniem lekkim, zdarzają się też cięższe przypadki. Są osoby z zaburzeniami psychicznymi, schizofrenią, depresją. W domu pomoc znajdują też ludzie po wypadkach, którzy mają np. problemy z poruszaniem się. - To jest dom dzienny. Pracujemy osiem godzin, a nasze promyczki - bo tak mówimy o podopiecznych - są tu sześć godzin - tłumaczy z uśmiechem pani Monika. W domu obowiązuje regulamin. A w wiszącym na tablicy rozkładzie dnia odnaleźć można różnorodne zajęcia. - Nasi pensjonariusze są przywożeni od godz. 8.30. W busiku, który mamy do dyspozycji, nie zmieszczą się wszyscy naraz, dlatego kierowca wyjeżdża kilka razy. Do 10.00 mamy komplet. Początek każdego dnia to tzw. spotkanie społeczności, omawiamy na nim wszystkie bieżące sprawy, rozmawiamy o problemach i troskach naszych podopiecznych, np. jak łagodzić konflikty, agresję. Dzielimy się radościami. Później rozpoczynają się zajęcia w pracowniach. Jest czas na gimnastykę korekcyjną i ćwiczenia na siłowni dla tych, którzy tego potrzebują. Potem jest przerwa na herbatkę. O godzinie 13.30 mamy obiad, po nim zajęcia świetlicowe, a następnie pierwsze grupy są odwożone do domów - opowiada pani Monika. Nie tylko praca Od pierwszych chwil widać ogromne zżycie pensjonariuszy z ich opiekunami. - To jest nie tylko praca. To część naszego życia. Zdajemy sobie sprawę, że oni czekają na nasze zrozumienie i szukają kontaktu. Kiedy np. kogoś z kadry nie ma dłuższy czas, to widać, że nasi pensjonariusze po prostu tęsknią - mówi z kolei Anna Grzegorczyk, inna pracownica ośrodka. Kiedy pani Anna oprowadza nas po budynku, cały czas towarzyszy jej Ewa. To jedna z pensjonariuszek. Dziewczyna przytula się do swojej opiekunki, chętnie włącza się w rozmowę, tłumaczy nam, co odbywa się w której sali. O szczegółach mówi pani Anna. - Nad całością pracy czuwa nasz kierownik, pani Elżbieta Koska. Mamy kilku terapeutów zajęciowych, pracownika socjalnego, jest obsługa kuchni. Przyjeżdża do nas na dyżury lekarz psychiatra i psycholog. Mamy pracownię plastyczną, rehabilitacyjną, kulinarną, świetlicę, pracownię komputerową - wylicza nasza przewodniczka. Zatrzymujemy się na chwilę w siłowni. To królestwo fizjoterapeuty Dariusza Chabiera. - Każdy może przyjść i ćwiczyć, kiedy tylko ma ochotę. Jest kilka osób, które ćwiczą systematycznie, z niektórymi ćwiczę indywidualnie. Niektórzy mają słomiany zapał i trzeba ich trochę bardziej mobilizować do pracy, są też tacy, którzy mają w sobie samodyscyplinę. Marzę o większej ilości sprzętu, ale cieszymy się z tego, co jest - mówi pan Dariusz. W kuchni pensjonariusze uczą się prostych domowych zajęć. Obierają ziemniaki, kroją warzywa na sałatki, pomagają w pieczeniu ciast. Wspólnie z Ewą Będkowską, opiekunką pracowni kulinarnej, przygotowują posiłki. Jak mówią nasi rozmówcy, największym zainteresowaniem podopiecznych cieszą się zajęcia plastyczne, relaksacyjne, informatyczne, muzykoterapia oraz socjoterapia. Każdego dnia w pracowni plastycznej powstają nowe prace wykonywane w różnych technikach - z papieru, gliny. Z pensjonariuszami pracują terapeuci zajęciowi Henryka Kieruzal i Agnieszka Bobras. Spotykamy się przed Wielkanocą, na stołach widać świąteczne ozdoby. - Bardzo lubię tu przychodzić. Panie są bardzo miłe. Teraz maluję kwiatki. A tak w ogóle, to ja pamiętam o wszystkich imieninach - mówi Zbyszek, który na chwilę przerywa malowanie. Rzeczywiście o imieninach tu się nie zapomina. - Celebrujemy je bardzo uroczyście. Zbyszek kilka dni wcześniej przypomina, kiedy kto ma swoje święto - mówi Monika Śliż. W najbliższym czasie w ośrodku zostanie wydana gazetka. Wybrano już redaktora naczelnego, którym został Artur. W pracy pomagać mu będą Grzegorz i Janek. Redaktorzy są otwarci na współpracę ze wszystkimi pensjonariuszami. - Wciąż zastanawiamy się też nad tytułem naszej gazety - mówi Artur. Chcą, by gazetka docierała do mieszkańców całej gminy. Ma być dostępna m.in. w Przedborzu. Miejsce dla siebie Wyjątkowość panującej w ośrodku atmosfery w rozmowach często podkreślają pensjonariusze. - Tu jest tak, że każdy każdemu pomaga, słabszy silniejszemu, młodszy starszemu. Nie ma agresji - mówi Grzegorz, który kilkanaście lat temu uległ wypadkowi. Porusza się o kulach. - Tu jest większa kultura niż wśród ludzi zdrowych - wtóruje mu Janek. Dla wielu z nich ten dom - to ucieczka przed samotnością. Tu znajdują zrozumienie i często ludzi, którzy borykają się z takimi samymi problemami. Wielu z nich wcześniej prawie nie wychodziło z domu. Tu potrafią się znów śmiać i cieszyć życiem. Teraz szykują się do świąt wielkanocnych. - Nasza grupa teatralna przygotowuje specjalny spektakl. To nie będzie ich debiut. Mają już na koncie pierwsze występy. Przed Bożym Narodzeniem wystawili jasełka - mówi Monika Śliż. Wielkanoc - to wyjątkowe chwile dla pensjonariuszy. Świąteczną atmosferę czuć w ośrodku już od wielu dni. Zaplanowano uroczyste wielkanocne śniadanie. Uczestniczyć w nim mają nie tylko pensjonariusze i pracownicy, ale także przyjaciele ośrodka. Jolanta Dąbrowska