Przyczyny zgonu poznamy najprawdopodobniej dopiero po wynikach sekcji zwłok. Przyjaciel zmarłego, który towarzyszył mu w drodze do lekarza opowiada: - Zadzwonił do mnie z pracy i mówił, że źle się czuje i boli go noga. Poradziłem mu więc, aby się zwolnił i przyjechał do domu. Mężczyzna pracował na kolei, zwolnił się i pociągiem wracał do domu. Dzwonił do kolegi ze stacji w Leonowie, prosząc, aby ten wyjechał po niego na stację w Mysłakowie, gdyż ból nogi się nasila i czuje się coraz gorzej. W drodze na stację zabrał jeszcze żonę kolegi. Czekając na przyjazd pociągu zatelefonował jeszcze do znajomej pielęgniarki z prośbą o radę, gdzie ma zwieźć uskarżającego się na ból. Ta podpowiedziała mu, aby zgłosili się do Poradni Chirurgicznej w Łowiczu. Pociąg z Warszawy wjechał na peron o 14.03. Cierpiący mężczyzna wsiadł do samochodu, a bezwładną nogę wciągnął do środka rękoma. Wyjaśniał, że kilka dni temu uderzył się w udo, a nawet snuł przypuszczenia, że może ma złamaną kość. - Tłumaczyłem mu, że jakby złamał kość udową, nie mógłby chodzić przez kilka dni i musiałby porządnie się walnąć - opowiada przyjaciel zmarłego. Chory określił, że ból promieniuje w dół kończyny, którą trawiła gorączka. Po drodze skręcili jeszcze do domu po książeczkę ubezpieczeniową. Za kierownicą usiadła jego żona. W Poradni Chirurgicznej byli około 14.30. Tutaj posadzono go na krześle w kolejce do lekarza. - Krew mu poszła ustami, kiedy żona poszła go zarejestrować w okienku. Przestało mu bić serce - opowiada rozmówca. Błyskawicznie zareagował zespół pogotowia ratunkowego, stacjonujący nieopodal. Ratownik ręcznym masażem przywrócił pracę serca. R-ka przewiozła go na izbę przyjęć do łowickiego szpitala. - Nie wiem co było dalej. Bo do szpitala weszła z nim tylko żona - kontynuuje. Wiadomo jednak, że został przyjęty, przebadany i ... po około 2 godzinach z powrotem wypisany do domu z zaleceniem wykonania badań. Kobieta zawiozła znajomych do domu. Następnego dnia rano 33-letni mężczyzna po przebudzeniu poszedł, jak zwykle, zatroszczyć się o poranną toaletę. W łazience zmarł. Niejasna sprawa - Wiem o nagłej śmierci młodego mężczyzny. Sprawa jest niejasna - mówi dyrektor łowickiego szpitala Andrzej Grabowski. Po przyjęciu do szpitala pacjent miał wykonany rentgen uda, który nie wykazał żadnych nieprawidłowości. Przez 2 godziny był jeszcze obserwowany. - Mamy dwie różne wersje, co do chęci pozostawienia pacjenta w szpitalu - mówi dyr. Grabowski. Lekarz twierdzi, że proponował pozostawienie pacjenta w szpitalu, ale on się na to nie chciał zgodzić. - Lekarz nie zadbał jednak odebranie od pacjenta pisemnej odmowy. Nie zabezpieczył się, choć zawsze tak robimy - dodaje dyrektor. Natomiast żona zmarłego utrzymuje, że taka propozycja nie padła, a gdyby padła, to mąż na pewno na własną odpowiedzialność szpitala by nie opuścił. - W takim przypadku, po zatrzymaniu akcji serca, wskazana byłaby dłuższa obserwacja pacjenta - dodaje dyrektor. Przyczynę zgony młodego mężczyzny spod Łowicza poznamy po przeprowadzeniu sekcji zwłok, której wyniki w przyszłym tygodniu dotrą do Prokuratury Rejonowej w Łowiczu. Ta bowiem zajęła się nagłym zgonem. eb