Mieszkaniec powiatu zgierskiego nielegalnie wydobywał z ziemi zabytkowe obiekty. Poszukiwał ich na istniejących stanowiskach archeologicznych. Kiedy policjanci wpadli na trop Marcina L., zorganizowali akcję przeszukania jego posesji. Weszli tam wyposażeni w wykrywacze metali. Znaleźli m.in. monety i fragmenty sztućców, ale najcenniejszym obiektem był stalowy topór pochodzący z XI - XIII wieku. "Biegły stwierdził, że w stosunku do tego przedmiotu, z uwagi na niemożność dokładnego ustalenia miejsca odkrycia, została utracona szansa zlokalizowania ważnego dla historii i archeologii miejsca zdeponowania lub porzucenia przedmiotu, a tym samym nieodwracalnie został zniszczony kontekst kulturowy tego znaleziska" - brzmi fragment aktu oskarżenia sporządzony przez Prokuraturę Rejonową w Zgierzu, który cytuje "Dziennik Łódzki". Jak tłumaczył się śledczym? 38-latek podczas przesłuchania przyznał się do winy. Polski "Indiana Jones" tłumaczył, że zainspirował się popularnymi programami telewizyjnymi o poszukiwaniu skarbów. Wyjaśnił, że to jedynie jego hobby i nie poszukiwał obiektów w celach zarobkowych. Zapewnił, że nie handlował znalezionymi przedmiotami i nie zdawał sobie sprawy, że łamie prawo. Mężczyzna chce dobrowolnie poddać się karze. Śledczy przypominają, że w momencie, gdy ktoś znajdzie historyczne przedmioty, powinien o tym powiadomić służby państwowe. Marcin L. tego nie zrobił i za to mogą czekać go konsekwencje prawne. O dalszym losie mężczyzny zdecyduje Sąd Okręgowy w Łodzi.