Porzuconego noworodka znalazła pod koniec kwietnia przypadkowo kobieta, która spacerowała kilometr od łódzkiego lotniska im. Reymonta. Chłopczyk, ze świeżo odciętą pępowiną, był zawinięty w kuchenną ścierkę i włożony do foliowej reklamówki, która była zawiązana. Ustalono, że noworodek urodził się w 33 tygodniu ciąży, miał niedowagę. Dziecko było wyczerpane i wyziębione. Prokuratura Rejonowa Łódź-Polesie wszczęła śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa noworodka, uznając, że okoliczności i miejsce jego porzucenia mogło spowodować śmierć dziecka. Za usiłowanie zabójstwa grozi kara nawet dożywotniego więzienia. W śledztwie nie udało się jednak ustalić ani matki dziecka, ani osób, które mogły je porzucić. - W związku z tym postępowanie zostało umorzone - wyjaśnił rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Dodał, że możliwe będzie podjęcie śledztwa w przypadku pojawienia się nowych informacji w tej sprawie. Chłopczyk po znalezieniu trafił na oddział neonatologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tam wracał do zdrowia, a opiekujące się nim pielęgniarki nadały mu imię Wojtuś, ponieważ został znaleziony w dniu, któremu patronuje św. Wojciech. Los noworodka poruszył pracowników lotniska i urzędników łódzkiego magistratu, którzy zorganizowali zbiórkę pieniędzy na wyprawkę dla dziecka. Według informacji PAP chłopczyk przebywa obecnie w rodzinie zastępczej.