Na temat finansów Kościoła katolickiego i duchownych opowiada się różne rzeczy. Zawsze powraca jeden refren: "mają za dużo, a do tego nie płacą podatków". Czy tak jest w rzeczywistości? Czy opowieści o proboszczach rozbijających się najnowszymi modelami audi to tylko jedna z wielu legend miejskich? A może prawda wygląda zupełnie inaczej? O to, z czego żyje Kościół, postanowiłem zapytać księdza Jerzego Grodzkiego, proboszcza parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Piotrkowie. Spotykam się z nim w gabinecie na plebanii. Skromny wystrój: szafka, biurko ze starą, zieloną lampką, regał. Regał podzielony jest na dwie części - jedną zapełniają różne wydania Biblii, drugą segregatory z rachunkami: gaz, woda, bank, elektrownia, ZUS, kablówka. Na ścianach mapa z podziałem terytorialnym Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce oraz parafialny kalendarz. Nie tylko taca Na terenie parafii NSJ mieszka około 20 tysięcy osób. Pod jej opieką znajdują się m.in. przedszkole, szkoła podstawowa, świetlica dla dzieci, biblioteka. Skąd środki na utrzymanie tego wszystkiego? Oczywiście najprostszym sposobem zdobywania przez parafie pieniędzy są ofiary składane na tacę. - Taca to nie są pieniądze dla księdza - mówi proboszcz Grodzki, - to są pieniądze, które przez księdza mogą być zbierane, które przez wiernych mogą być zbierane, ale to są pieniądze parafian. Gdybym ja wziął choćby złotówkę z tego, to popełniam grzech. - Albo darczyńcy - kontynuuje ojciec Grodzki. - Ogłasza się wtedy na mszy: ofiara bezimienna, ofiara od rodziny takiej a takiej, czasami zdarza się, że jakiś zakład przeznacza na rzecz kościoła jakąś kwotę. Tak jak ostatnio, gdy na rzecz parafii NSJ jedna z działających w Piotrkowie firm ofiarowała 10 tysięcy złotych. Ponadto parafie mogą uzyskiwać pomoc finansową z Unii Europejskiej. Dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska udało się proboszczowi Grodzkiemu otrzymać na termomodernizację przedszkola, kościoła i plebanii. - Starsze kościoły (Jacka, Fara, Jezuici) korzystają również ze środków narodowych. Jeżeli jest jakiś operatywny parafianin, to wtedy można spróbować wydobywać te pieniądze - dodaje. To jak to jest z tymi podatkami? W końcu dochodzimy do kwestii podatków. To jest bardzo proste - tłumaczy proboszcz - W urzędzie na Wroniej, w skarbówce oddaje się podatki. W każdej parafii oddajemy podatki od ilości osób zameldowanych, raz na kwartał. Nie ma mowy o tym, żeby nie zapłacić. Gdy byłem proboszczem w Wadlewie, pamiętam, 50 groszy chyba nie dopłaciłem. Pomyślałem, zapłacę w następnym kwartale. No i przysłali mi ostrzeżenie. Ale 16 kilometrów miałem do Bełchatowa - wychodzi drożej niż 50 groszy. No to przysłali mi upomnienie. I musiałem zapłacić już pięć złotych. Plus odsetki. Jeżeli ktoś myśli, że Kościół nie płaci, jest zwolniony, ma przywileje - nie ma racji. Sam proboszcz płaci około 1300 zł podatku na kwartał. A z urzędem skarbowym rozliczać się muszą jeszcze wikariusze. Prócz tego odprowadzany jest jeszcze podatek do kurii, naliczany od ilości chrztów, ślubów i pogrzebów. Proboszcz zaznacza, że każda złotówka przeznaczona na rzecz Kościoła musi być zaksięgowana. W parafii księdza Grodzkiego widać wyraźnie, na co przeznaczane są ofiary. Trwają właśnie prace budowlane mające dostosować dolną część budynku kościoła do potrzeb katolickiego gimnazjum, którego inauguracja odbędzie się już za kilka dni. To dziś oczko w głowie proboszcza, który oprowadza mnie po szkole, z dumą pokazując klasy, korytarze, kaplicę, a nawet wszystkie sanitariaty. No dobrze, a co z duchownymi? Nie mają pensji, a muszą z czegoś żyć. - Księża muszą sobie to wypracować - mówi proboszcz Grodzki. - Jedna intencja, którą ksiądz odprawia, stanowi dla niego wynagrodzenie. Jeżeli odprawia więcej mszy, wtedy oddaje się te pieniądze do kurii. Jeżeli jest pogrzeb, ślub, chrzest, to wówczas poza podatkiem, który trzeba oddać, te pieniądze są dzielone: na organistę, kościelnego... Gdyby ktoś podzielił te 500 zł na cztery - sześć osób, to nie wyjdzie wcale tak dużo.