Była lipcowa niedziela, godzina 18.00, kiedy Czytelniczka "Gazety Radomszczańskiej" odebrała telefon od swojego ojca, który skarżył się, że bardzo źle się czuje. Kłopoty z oddychaniem - Ponieważ byłam w pracy, poprosiłam męża, żeby poszedł do ojca - opowiada kobieta. - Kiedy mąż zobaczył, że tata ma poważne trudności z oddychaniem, a oddycha on przez rurkę po przeprowadzonej operacji, w dodatku jest bardzo czerwony i ma drgawki, natychmiast wykręcił 999. - Odebrała pani, która najpierw zadała kilka standardowych pytań, które oczywiście rozumiem - opowiada dalej jej mąż. - Potem jednak kazała mi zmierzyć teściowi temperaturę i oddzwonić! W szoku zrobiłem, co kazała. Nie wiem jednak, czy to ze zdenerwowania, czy termometr był zepsuty, pokazał 34 stopnie Celsjusza. Kiedy dyspozytorka to usłyszała, to powiedziała, że pacjent powinien już nie żyć! A potem podała mi jakiś numer i kazała zamówić lekarza! Nasz rozmówca zadzwonił i kiedy zorientował się, że osoba, z którą rozmawia, w ogóle nie orientuje się w temacie, zdenerwował się jeszcze bardziej. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dodzwonił się do radomszczańskiego szpitala powiatowego. - Nie mam najmniejszych pretensji do pracowników szpitala - zaznacza. - W końcu skąd mogli wiedzieć, że wzywałem pogotowie. Powiedzieli mi, że lekarz jest teraz u innego pacjenta, ale jak tylko skończy, przyjedzie do mnie. Przyjechał tylko ze stetoskopem i torbą przed 19.00 - dodaje. - A gdyby trzeba było ojca reanimować albo użyć sprzętu koniecznego do ratowania życia, który znajduje się w karetce? - zadaje pytania córka pacjenta. - Lekarz z Radomska wykonywał swoją pracę najlepiej, jak potrafił, i jesteśmy mu wdzięczni. Jednak wzywane pogotowie w ogóle nie przyjechało! Na szczęście mojemu ojcu pomogły zastrzyki i leki. Strach jednak pomyśleć, co by było, gdyby jego stan okazał się jednak poważniejszy... Być może decyzja dyspozytorki, która nie wysłała karetki, a kazała mierzyć temperaturę, byłaby dla niego wyrokiem... Rozmówcy gazety uważają, że świadczenie usług ratownictwa medycznego w mieście, odkąd robi to prywatne pogotowie Falck, można określić jednym słowem - skandal! Nie boją się mocnych słów i dodają, że takie przypadki należy nagłaśniać, żeby nie doszło do tragedii. Bo stawką jest ludzkie życie. Pomaga nie tylko pogotowie To nie pierwsza skarga na działalność duńskiej firmy Falck w Radomsku i powiecie. Także w tym przypadku o wyjaśnienia zwróciliśmy się do jej dyrektora Ireneusza Weryka. - Uzyskałem wyjaśnienia i kopię nagrań z rejestratora - wyjaśnia gazecie dyrektor ds. ratownictwa i edukacji medycznej duńskiej firmy. - Wezwanie, o którym mowa, zostało zakwalifikowane przez dyspozytora medycznego jako właściwe dla nocnej i świątecznej wyjazdowej pomocy lekarskiej. Informacja wraz z podaniem kontaktu została rzeczowo przekazana wzywającemu przez dyspozytora. Jednocześnie zapewnił wzywającego o możliwości ponownego wezwania w każdej chwili, jeżeli stan chorego zmieni się i będzie na tyle niepokojący, że uzasadniona będzie interwencja ratownictwa medycznego, czyli stan zagrażający życiu. Niezadowolenie rodziny chorego wynikało z długiego oczekiwania na świadczenie nocnej i świątecznej wyjazdowej pomocy lekarskiej realizowanej przez szpital w Radomsku. Nie zaistniały przesłanki uzasadniające interwencję ratownictwa medycznego - dodaje. Ireneusz Weryk zapewnia też o wysokich kwalifikacjach dyspozytorów Falcka i podaje konkretny przykład. - Dyspozytor w Pabianicach otrzymał wezwanie do pacjenta mieszkającego w Radomsku z powodu zasłabnięcia, który, jak wynikało z wywiadu, miał już dwa zawały serca - opowiada o jednym z przypadków. - W trakcie przyjmowania wezwania u pacjenta wystąpiło zatrzymanie czynności serca. Dyspozytor Wiktor Pławiński instruował rodzinę przez telefon jak prowadzić resuscytację do czasu przyjazdu karetki. Lekarz zespołu "S" przejął czynności resuscytacyjne i przewiózł pacjenta do szpitala w Radomsku. Dyspozytor za swoją postawę ma dostać nagrodę. Kiedy karetka, a kiedy szpitalna pomoc? Czesław Kapała, dyrektor radomszczańskiego szpitala, nie chce oceniać tego konkretnego przypadku i mówi, że o wysłaniu bądź niewysłaniu karetki pogotowia decyduje dyspozytor pogotowia po rozmowie telefonicznej. - Pacjent ma prawo wezwać karetkę w każdym stanie zagrożenia - mówi dyrektor. A jak laik może określić, czy jest to taki właśnie stan? - Pacjent może wezwać karetkę, mając tylko wysoką gorączkę, a ostateczną decyzję po nagrywanej rozmowie podejmuje dyspozytor - wyjaśnia. - Może też być tak, że karetkę wzywa lekarz z tak zwanej nocnej pomocy, który po przyjeździe na miejsce stwierdza, że życie pacjenta jest zagrożone. Radomszczański szpital przez wiele lat świadczył zarówno usługi z zakresu ratownictwa medycznego, jak i nocnej oraz świątecznej wyjazdowej pomocy lekarskiej. Czy przyzwyczailiśmy się do tego, że dzwonimy pod 999 nawet przy zwykłym katarze? - Być może wtedy było łatwiej, jednak trudno to oceniać - odpowiada Czesław Kapała. - Teraz świadczymy usługi nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Nie ma definicji Nie istnieje definicja stanu nagłego czy też stanu zagrożenia życia, do których karetka musi bezwzględnie wyjechać. To dyspozytor pogotowia, z którym się łączymy, po zebraniu szczegółowych danych podejmuje decyzję, czy wysłać zespół ratunkowy, czy skierować rozmówcę do tak zwanej nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Za swoje decyzje może odpowiadać przed prokuratorem. - O tym, czy dyspozytor wyśle karetkę, czy też przekieruje pacjenta lub osobę dzwoniącą do opieki nocnej i świątecznej, decyduje kilka czynników - wyjaśnia rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Danuta Szymczykiewicz. - Karetka wyjeżdża tylko do przypadków nagłych i zagrażających życiu. To, czy pacjent jest właśnie w takim stanie i wymaga pomocy natychmiast, ocenia, po bardzo szczegółowym wywiadzie, dyspozytor pogotowia. Dyspozytorami są ludzie z wyższym medycznym wykształceniem, z dużym doświadczeniem, którzy za swoje decyzje odpowiadają przed prokuratorem, nie wchodzi więc w grę dobrowolność oceny. Jeżeli po zebraniu wywiadu okazuje się, że pacjent nie wymaga natychmiastowej pomocy, przekierowuje się go do opieki nocnej, co wiąże się oczywiście z dłuższym czasem oczekiwania. Oczywiście jeśli stan pacjenta się pogorszy i taka informacja będzie ponownie zgłoszona do biura wezwań pogotowia, wówczas dyspozytor przyjmie tę wizytę do realizacji natychmiast, uznając, że ten stan może być zagrożeniem życia - dodaje. Janusz Kucharski