Czy Pana wizyta w Radomsku jest elementem kampanii przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego? - Prawica Rzeczpospolitej startuje oczywiście w wyborach. Polska polityka europejska - to bardzo ważny element naszego programu, a my musimy potwierdzić poparcie społeczne dla naszej polityki. Moja wizyta w Radomsku ma jednak inny charakter. Promuję moją nową książkę. A Pan będzie w tych wyborach startował? - Tak, ale w Warszawie, chociaż moje serce zostało tutaj (Marek Jurek był posłem z okręgu piotrkowskiego, obejmującego również Radomsko - przyp. red.). Prawica Rzeczpospolitej wystartuje w tych wyborach samodzielnie? - Tak. W wyborach parlamentarnych w 2007 r. startowaliście bez powodzenia wspólnie z LPR i UPR. To dość egzotyczna koalicja, może nie, jeśli chodzi o programy, ale o liderów tych partii... - To nie była koalicja prawicy, ale moja zgoda na start do Sejmu pewnej grupy kolegów z listy LPR. Był to zresztą błąd, którego nie chcemy powtarzać. Prawie wszyscy nasi liderzy wystąpili w wyborach do Senatu z własnego Komitetu Prawicy i osiągnęliśmy bardzo dobry wynik. Wróćmy do Pana odejścia z Prawa i Sprawiedliwości i rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu. Bezpośrednią przyczyną tego było głosowanie nad zmianami w konstytucji gwarantującymi ochronę życia od momentu poczęcia... - Nie tyle samo głosowanie, co torpedowanie prac nad tą sprawą przez kierownictwo PiS. Chodzi mi o grupę polityków związanych z Jarosławem Kaczyńskim, o panów: Kurskiego, Suskiego, Gosiewskiego, Kuchcińskiego. Oparcie przyszłości Polski o zasady cywilizacji życia - to szansa dla naszego kraju. Szkoda, że koledzy tego nie chcieli. PiS zredukował swoją politykę do walki o władzę. Jarosław Kaczyński sformułował nawet taką doktrynę, że partia, która walczy o 30-procentowe poparcie nie może, a nawet nie powinna mieć jednoznacznego stanowiska w sprawie ochrony życia. Tego nie mogłem zaakceptować, bo polityka, która dla władzy poświęca obowiązki - traci sens. Ale czy fakt, że Pan i Pańskie środowisko znaleźliście się poza PiS, poza Sejmem nie oddala Polski od wprowadzenia do konstytucji ochrony życia poczętego? Będąc w dużej sile politycznej, nawet na jej marginesie można chyba zdziałać więcej niż poza parlamentem... - Nie możemy robić sobie złudzeń. Każda sprawa ma swój moment historyczny. Po śmierci Jana Pawła II wydawało się, że obie partie - PiS i PO rozumieją wagę jego nauczania dla przyszłości kraju i chcą oprzeć politykę na solidniejszych postawach. Ten moment historyczny w tej chwili minął. Obie partie nastawione są głównie na władzę. Jeśli ten moment minął, to wierzy Pan, że te zmiany w konstytucji będzie można jeszcze wprowadzić? - Ten moment minął przejściowo i trzeba już dziś pracować, by znowu był możliwy. Dlaczego liderzy PiS często powtarzają, że nie mogą dopuścić do powstania czegoś na prawo od Prawa i Sprawiedliwości? Bo nie chcą być poddani kontroli społecznej ze strony ludzi, którzy oczekują naprawdę polityki na rzecz cywilizacji życia i praw rodziny. Uważamy, że taka kontrola jest niezbędna. Nie zawsze inicjatywa ustawodawcza musi przejść za pierwszym razem. Nie widział Pan szansy w tamtej kadencji, aby spróbować raz jeszcze, będąc w dużej partii? - Zmiana konstytucji to nie jest kwestia głosowania jednej partii, ale zgody dominujšcych. PiS zamiast wpływać na chrześcijańską postawę PO - wolał, by była ona partia liberalna, by skutecznie w układzie PO-PiS dzielić wyborców. W sprawach polityki policyjnej wywierał na PO presję, w sprawach cywilizacji życia - chętnie akceptował jej bierność. Blokowanie zmian konstytucyjnych było wspólną akcją Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Koordynowała to obecna minister ds. równouprawnienia, piotrkowska posłanka Elżbieta Radziszewska, która kursowała między prezydentem, premierem a liderem opozycji. Nawiasem mówiąc, pani Radziszewska - to główna orędowniczka kultu Matki Boskiej Trybunalskiej, patronki parlamentu. W książce pisze Pan, że Prawica Rzeczpospolitej jest za ordynacją większościową? - Zdecydowanie tak.