Libacje na klatce schodowej nie są tu rzadkością. Mowa o komunalnym bloku przy ulicy Iwaszkiewicza w Piotrkowie Trybunalskim. Większość mieszkańców ma już dość mieszkania w takich warunkach. Blok przy ulicy Iwaszkiewicza zaadaptowany został do celów mieszkaniowych po akademiku. Jest lokalem komunalnym. Wyremontowany i oddany do użytku został w lutym ubiegłego roku. Przyszli mieszkańcy tego miejsca z tzw. listy oczekujących cieszyli się z nowego, atrakcyjnego lokum. Niektórzy jednak szybko się rozczarowali. Zaskoczeni "różnorodnością" stylu życia niektórych mieszkańców, mają dość tego miejsca. - Niestety, tutaj oprócz spokojnych, kulturalnych ludzi mieszkają również tacy, których zaliczyłabym do marginesu społecznego. Mieszkamy tu dopiero ponad rok, a już nie możemy znieść tego miejsca. Mamy dość obecności młodzieży pijącej alkohol na naszych klatkach, ciągłego zaśmiecania schodów, opluwania drzwi lokatorów, niszczenia elewacji na piętrach i pisania po ścianach. Najczęściej sprawcami są dzieci i młodzież, która tu mieszka, a rodzice nie mówią im, że źle robią. Jak zwróci się im uwagę, to rodzice mówią: "Jak ci się nie podoba, to moje dzieci mogą bardziej się postarać". Godzina 22:00 nie oznacza tutaj ciszy nocnej - mówi jedna z lokatorek. - My chcemy tu normalnie mieszkać, a tego nie da się znieść. Jeśli to się nie zmieni w najbliższym czasie, nikt o to nie zadba, to odwiedzę prokuraturę w tej sprawie - dodaje inny lokator. Mieszkańcy, którym nie podoba się styl bycia niektórych sąsiadów, nie chcą ujawniać swoich nazwisk. Chcą być anonimowi, ponieważ boją się zemsty. - Kiedyś zwróciłem uwagę nastolatkom, którzy pisali po ścianach klatki schodowej. Następnego dnia miałem podpalone drzwi wejściowe - mówi starszy mieszkaniec bloku. - Nie narzekałbym na mieszkanie tutaj, bo to dobre lokum, ale od pewnego momentu nie da się tutaj normalnie żyć. Jeden z młodszych lokatorów próbował przy mnie wybić szybę nogą, by popisać się chyba przed kolegami. Zwróciłem mu uwagę. On roześmiał mi się w twarz i zagroził. Następnego dnia na maskę mojego samochodu ktoś wylał farbę - dodaje kolejny lokator. Mieszkańcy bloku przy Iwaszkiewicza, którzy chcą spokojnie mieszkać, na różne sposoby próbowali sobie poradzić z tą sytuacją. Po kilkakrotnym zwracaniu uwagi uciążliwym sąsiadom postanowili, że nie będą narażać się na zemstę z ich strony. Postanowili wzywać policję. - Mimo wielokrotnych interwencji, nic nie jest robione. Policjanci podjeżdżają pod blok i nawet nie wchodzą na górę - twierdzi jeden z lokatorów. Inny mieszkaniec z klatki od frontu twierdzi natomiast, że sytuacja po wizytach policji trochę się poprawiła. - Jak policjanci wejdą do naszej klatki na górę, to przez kilka dni jest spokój, nie rozrabiają tak bardzo - mówi starsza mieszkanka bloku przy Iwaszkiewicza. Mam tu taki mały ogródeczek z kwiatkami, chcę żeby było przyjemnie, ale gdzie tam. Wszystko poniszczą, takie miałam ładne lilie. Wszystko powyrywali - dodaje. Część z mieszkańców postanowiła zwrócić uwagę na to, co dzieje się w bloku przy Iwaszkiewicza, podczas zebrania w Towarzystwie Budownictwa Społecznego. Kilka osób otrzymało pisemną naganę. Ich sąsiedzi uważają, że podobna kara nie ma najmniejszego sensu. Jednak - po kilkukrotnych upomnieniach - zakłócający spokój mogą zostać usunięci z lokalu. - Przecież oni nic sobie z tego nie robią. Tutaj się takie rzeczy dzieją, że... Urywają klamki od drzwi wejściowych, jeżdżą wieczorami na rolkach po klatce schodowej, plują, gdzie im się podoba, wyrzucają niedopałki na schody. Sprzątaczka przychodzi tu codziennie. Chwilę po jej wyjściu jest to samo. Jeden z młodszych lokatorów uszkodził ścianę z płyty gipsowej, uderzając w nią głową, celowo - mówi jeden z mieszkańców. - Jeżeli ta sytuacja się nie zmieni, nie będę miał oporów przed pójściem z tą sprawa do prokuratury. W polskim prawie za niszczenie mienia grozi przecież kara - dodaje. - Nie rozumiemy, dlaczego TBS pozwala, żeby ludzie niszczyli ten blok. Przecież jeszcze rok temu był w idealnym stanie, wyremontowany, czysty. Teraz to miejsce staje się powoli nie do poznania - mówi lokatorka. Niektórzy mają już dość tego miejsca. Chcą spokoju. Przekonali się jednak, że nie będą go mieli na Iwaszkiewicza. Zatem czy pisemne upomnienia są wystarczającą karą dla ludzi, dla których liczy się raczej to, co sami "napiszą" na ścianach klatek schodowych? Wielu w to wątpi. Jakie powinno być rozwiązanie tej sytuacji? Czy mieszkańcy będą czekać na interwencję z zewnątrz, czy też sami znajdą rozwiązanie? Ewa Tarnowska