Śledczy ustalili, że do 5 grudnia Piotr U. mieszkał w Zduńskiej Woli razem z żoną i kilkuletnim dzieckiem. - W październiku stracił pracę i od tego czasu był na utrzymaniu żony. Miał bardzo duże zadłużenie wobec różnych instytucji i osób prywatnych - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. 30-latek problemy finansowe postanowił rozwiązać, napadając na banki i sklepy. W tym celu 5 grudnia przyjechał do Łodzi, gdzie początkowo zamieszkał w kwaterze prywatnej przy ul. Piotrkowskiej, a później w hostelu w centrum miasta. Pieniądze na pobyt w Łodzi uzyskał ze sprzedaży samochodu i telefonu komórkowego. O wyjeździe do Łodzi Piotr U. nikomu nie powiedział, więc żona poinformowała policję o jego zaginięciu. Gdy funkcjonariusze prowadzili poszukiwania 30-latka, on w tym czasie dokonywał napadów. 10 grudnia wtargnął do apteki z której, grożąc farmaceutce pistoletem (później okazało się, że była to atrapa pistoletu Galaxy G6), zrabował 140 zł. Następnego dnia napadł na sklep spożywczy w centrum Łodzi, ale tam spotkał się ze zdecydowaną reakcją ekspedientki, która odmówiła wydania pieniędzy i otwarcia kasy. - Kilkakrotnie powtarzał żądanie wydania pieniędzy, ale nic nie osiągnął. Sam nie potrafił otworzyć kasy. Gdy ekspedientka, która w sklepie była sama, zaczęła wzywać na pomoc kogoś, kto rzekomo miał przebywać na zapleczu, mężczyzna opuścił sklep - wyjaśnił Kopania. 12 grudnia Piotr U. napadł na niewielką agencję jednego z banków. Pracująca w niej kobieta poinformowała napastnika, że w agencji nie ma pieniędzy. Zdążyła też włączyć alarm i ostrzec o napadzie klientkę, która w tym czasie weszła do lokalu. Klientka szybko opuściła placówkę, zablokowała od zewnątrz drzwi wejściowe i zaalarmowała przechodniów, którzy powiadomili policję. - W tym czasie sprawca próbował uciec, jednak szarpiąc zablokowanymi przez klientkę drzwiami urwał wewnętrzną klamkę i utknął w placówce. Później usiadł na krześle i czekał na przyjazd policji - wyjaśnił Kopania. Biegły z zakresu broni palnej i amunicji orzekł, że używany podczas napadów Galaxy G6 to atrapa imitująca pistolet bojowy, z której można strzelać plastikowymi kulkami. Po zatrzymaniu 30-latek usłyszał w prokuraturze zarzuty rozboju i usiłowania dwóch rozbojów. Grozi mu kara do 12 lat pozbawienia wolności. - Mężczyzna przyznał się do zarzucanych czynów oraz wyraził żal i skruchę z powodu popełnionych przestępstw - powiedział Kopania.