Jak poinformowała w poniedziałek rzeczniczka łódzkiej policji podinsp. Magdalena Zielińska, łodzianin wpadł kilka dni temu po nieudanym napadzie na sklep spożywczy przy ul. Fabrycznej. Sprawca wszedł do sklepu i, grożąc użyciem noża i pistoletu (później okazała się, że była to zapalniczka), zażądał od 57-letniej właścicielki wydania pieniędzy. - Dzielna kobieta stawiła zdecydowany opór napastnikowi. Wystraszony mężczyzna wybiegł ze sklepu i odjechał samochodem daewoo tico - relacjonowała Zielińska. Policjanci szybko wytypowali podejrzewanego o napad 45-letniego mieszkańca Łodzi; sprawca był kompletnie zaskoczony wizytą policjantów. Podczas przeszukania mieszkania i auta odnaleziono m.in. nóż i zapalniczkę w kształcie pistoletu, którymi posługiwał się mężczyzna, a także telefon komórkowy - jak się okazało - zrabowany kilka dni wcześniej podczas napadu na zakład fryzjerski. 45-latek podczas zatrzymania był pijany, miał w organizmie ponad 1,2 promila alkoholu. Po wytrzeźwieniu przyznał się także do rozboju w zakładzie fryzjerskim przy ul. Nowej. - W tym przypadku napastnik najpierw skorzystał z usługi fryzjerskiej, a po strzyżeniu zagroził 25-letniej fryzjerce nożem i przedmiotem przypominającym pistolet, i zażądał gotówki - dodała rzeczniczka. Wystraszona kobieta oddała napastnikowi ok. 400 złotych i telefon komórkowy. 45-latek usłyszał zarzuty usiłowania i dokonania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Swoje zachowanie tłumaczył trudną sytuacją materialną i chęcią zdobycia pieniędzy "na życie". Za popełnione czyny grozi mu kara nawet do 12 lat więzienia.