Kilka lat temu Łuczyński przypadkiem znalazł się w Warszawie na imprezie zwanej "Wielobojem kowbojskim". Atmosfera bardzo przypadła mu do gustu, tym bardziej że poznał wielu ludzi, którzy mieli podobne pasje. - Rozmawiałem z Czechami z kowbojskiego stowarzyszenia, które działało zgodnie z wytycznymi Single Action Shooting Society (SASS) z Kalifornii. Ci ludzie stworzyli najważniejszą federację strzelectwa westernowego Cowboy Action Shooting (CAS), opracowali jej regulamin i organizują najbardziej prestiżowe zawody na świecie - mówi Włodzimierz Łuczyński. Już nie jest sam Łodzianin postanowił wzorem naszych południowych sąsiadów założyć podobną organizację u nas. W ten sposób powstało Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Westernowego, które ściśle współpracuje z Polskim Związkiem Strzelectwa Sportowego. - Ta współpraca to ewenement na skalę europejską. W innych krajach obie federacje ze sobą rywalizują, a my idziemy ramię w ramię. Z tego powodu na sierpniowych mistrzostwach Europy we Włoszech gratulacje składał mi sam prezes SASS generał US Grant. Stawiając Polskę za wzór dla Luksemburga, Chorwacji i Ukrainy, czyli krajów, które borykają się z wewnętrznymi problemami związanymi z rozwojem CAS. Miło wspominam włoskie zawody, bo zająłem w nich piąte miejsce - cieszy się łódzki kowboj. Jeszcze do niedawna Łuczyński był jednym Polakiem, który startował w najbardziej prestiżowych zawodach strzeleckich. Powód? Tylko on posiadał pełne uzbrojenie kowbojskie. Na takie składają się dwa rewolwery, karabin i strzelba. Oprócz tego trzeba mieć również odpowiedni strój, kapelusz, pas z kaburami i buty z ostrogami. - Mogą być repliki, ale wszystko musi być z tamtej epoki, czyli sprzed 1899 roku. Nie brakuje złośliwców, którzy wytykają nam błędy. Zawsze się do czegoś można przyczepić. Kiedyś wytykano mi, że mam ekspres w spodniach, a na Dzikim Zachodzie takich nie było. SASS dopuszcza jednak wzory strojów z hollywoodzkich filmów. Na szczęście od pewnego czasu już nie jeżdżę sam na zawody. Ostatnio dołączyło do mnie kilku polskich kowbojów - mówi Trigger Hawkeye, bo taki pseudonim przyjął Łuczyński, wstępując do SASS i zostając jego dożywotnim członkiem. Broń w ręku Lindy W Polsce trudno dostać prawdziwą kowbojską broń. Po pierwsze, nie jest tania, a po drugie, ciągle bardzo trudno uzyskać na nią pozwolenie. Choć nasi kowboje przyznają, że i tak teraz jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu. - Za rewolwer trzeba włożyć 1,2 tysiąca złotych. Dobry karabin kosztuje blisko 2,5 tys., ale strzelbę można dostać za 300-400 złotych. Ja swoją broń kupiłem w Czechach, bo tam jest tańsza i mają większy wybór niż w Polsce - twierdzi nasz bohater. Broń Włodzimierza Łuczyńskiego jest bardziej znana niż on. Można ją było zobaczyć w kilku filmach. "Zagrała" m. in w "Psach" Radosława Pasikowskiego i "Ucieczce z Kina Wolność" Wojciecha Marczewskiego. Kocham kino i lubię wizyty na planie filmowym - śmieje się Łuczyński. Łódzcy strzelcy westernowi w ubiegłym tygodniu zorganizowali w Warszawie I otwarte mistrzostwa Polski. W zawodach wzięło udział 14 zawodników z Polski, Czech i Słowacji. Przyjechała elita strzelecka westernowej Europy. - Marzy nam się zorganizowanie takiej imprezy w Łodzi, ale na razie nie ma warunków. Liczymy, że kiedyś to się zmieni - kończy Włodzimierz Łuczyński. Dariusz Gabryelski dariusz.gabryelski@echomiasta.pl