W Łowiczu po raz pierwszy odbyły się dwa spotkania na temat transplantacji. Miejscem spotkania była szkoła przy ul. Ułańskiej. Dojrzałość widoczna w zachowaniu młodzieży, emocje ze strony prelegentów, a także obecność inicjatorów spotkania - Haliny i Józefa Szczepaników - były bardzo wymowne. Bo poruszane tematy życia, nagłej śmierci i od dawania narządów komuś anonimowemu, bez powodu, po prostu z daru serca - to nie są tematy, o których łatwo mówić publicznie, zwłaszcza w tak szerokim gronie. Ale warto było ten temat wywołać. W spotkaniu brali udział wiceprezes Stowarzysznia Przeszczepionych Serc Andrzej Papacz, Dariusz Borowski z tego stowarzyszenia oraz Elżbieta Orczyk - przedstawicielka rodzin dawców. Każdy z nich mówił o sobie, starając się jak najprościej przybliżyć ideę transplantacji. Nic o sobie nie mówili Halina i Józef Szczepanikowie, ale oni są chyba jedyną łowicką rodziną, która niespełna 7 lat temu, tracąc nagle swoją córkę Anię, nie ukrywała faktu, że jej narządy zostały pobrane do przeszczepów. Trafiły do 6 ciężko chorych osób. Wstęp w hiszpańskich realiach Jako wprowadzenie do tematu wyświetlony został krótki film osadzony w realiach hiszpańskich. Zaczyna się od wypadku, w którym młody mężczyzna doznaje poważnego urazu głowy. Szybka pomoc, transport śmigłowcem do szpitala, reanimacja - wszystko co zmierza do ratowania mu życia nie daje efektu. Następuje śmierć mózgu. Lekarze podejmują rozmowę z rodziną. Jest ona bardzo trudna: - Państwa syn nie żyje. Wydaje się, że oddycha, ale to nie on oddycha, oddycha maszyna - mówią. Rodzice są w szoku, kilka razy powtarzają, że pół godziny temu słyszeli, że jego stan jest stabilny. Nie rozumieją tego, co tłumaczą im lekarze, że to był poważny uraz czaszki, że ciśnienie w niej było bardzo wysokie. Rodzice płaczą, a lekarze próbują z nimi dalej rozmawiać. - Są młodzi ludzie jak Daniel, którzy mają szansę na życie. Znaliście go i wiecie, co on o tym myślał. Rodzice odrzucają tę myśl: - Nie pytajcie nas o to. Nie w tej chwili. Kolejne sceny z życia tej rodziny mają miejsce 2 lata później. Ojciec chłopaka, który zginął w wypadku jest chory na serce. Widać jak źle się czuje, bo jego serce jest coraz słabsze. Kolejna wizyta u lekarza i pada słowo "przeszczep". Kobieta i mężczyzna zadają lekarzowi pytania: Jak długo będziemy czekać? Czy mąż może umrzeć zanim doczeka dawcy? Lekarz jest rzeczowy, spokojny i życzliwy, stara się uspokajać: - Trzeba myśleć optymistycznie. Ale to nie znaczy, że rodzina żyje spokojnie. Jeden omyłkowy telefon w nocy sprawia, że oboje są na nogach, bo mieli nadzieję, że to w sprawie przeszczepu. Kilka miesięcy później odbierają telefon, na który czekali. - Tak, oczywiście, jesteśmy gotowi! - mówi do słuchawki żona. Zabieg kończy się pomyślnie, jej mąż wraca do zdrowia, dziękują lekarzom - tym samym, z którymi rozmawiali po śmierci syna. Nikt nie ma do nich żalu, że wtedy taką decyzję podjęli, ale widać, jak zmieniło się ich podejście do przeszczepów. "Jak dziwne i wspaniałe jest życie" - mówi jedno z nich.