Na początku był taniec Mleko, to pseudonim Darka Mielczarka, piotrkowianina, absolwenta technikum samochodowego, który swoją przygodę z hip-hopem zaczynał od tańca. Tańca, który w Polsce końca lat 80. otoczony był swoistym kultem: mogli go uprawiać tylko młodzi, wysportowani ludzie, słuchający muzyki nieobecnej w radiu (które grało z reguły popową sieczkę i italo disco), ludzie, dla których breakdance był odskocznią od codziennych problemów. W "breaku" organizowano mistrzostwa Polski, mnóstwo turniejów, zawodów, konkursów, w których regularnie uczestniczyła grupa młodych piotrkowian. - Zaczęliśmy od tańca na zwykłych dyskotekach w Piotrkowie - wspomina Mleko. - Najczęściej były to dyskoteki w dawnym "Lamusie" przy Jagiellońskiej, w WDK-u, czy różnych piotrkowskich szkołach. Było nas kilku: Bitter, Czarek Kittel, Tomek Prochoń, Tomek Zajączkowski, Tomek Masiarek i ja. Po kilku miesiącach doszliśmy do wniosku, że chcemy tańczyć coraz lepiej, że chcemy się rozwijać, jeździć na turnieje, umieć coraz więcej. Taniec zaczął nas pochłaniać. Udali się do ówczesnego dyrektora piotrkowskiego MOK-u, Zbigniewa Bujakowskiego. Ten, sam tancerz i choreograf, udostępnił im salę i tam grupa, która przyjęła nazwę Boys From There (Chłopcy Stamtąd) rozpoczęła przygotowania do zawodów. - I zaczęliśmy na te zawody jeździć, także dzięki pomocy dyrektora - opowiada Mleko. - Zwracano nam koszty wyjazdów na turnieje, do MOK-u przychodziły oficjalne zaproszenia na konkretne zawody i w ten sposób zjeździliśmy całą Polskę jako grupa tańcząca breakdance. Dzięki tym występom poznaliśmy mnóstwo ludzi, którzy potem, już kiedy zaczęliśmy tworzyć muzykę, bardzo nam pomogli. Przełom - koncert w Sopocie W 1993 r. Chłopcy Stamtąd pojechali do Sopotu na koncert kultowego amerykańskiego rapera, Ice T. - I to był przełom - opowiada Darek. - Poznaliśmy np. Peję, który dziś jest wielką gwiazdą, a który wtedy miał na swoim koncie debiutancką płytę. Posiedzieliśmy, napiliśmy się wina, okazało się, że mamy to samo spojrzenie na świat, na rzeczywistość, na muzykę... Poznański raper Peja wystąpił, choć dość przypadkowo, na koncercie Ice T. Po prostu Amerykanin zaprosił do wspólnego śpiewania kogoś z publiczności, Peja był blisko sceny, wejść na nią pomógł mu Mleko i? ten fragment koncertu wielokrotnie pokazywała telewizja Polsat. - Wracając, oczywiście na gapę, pociągiem do Piotrkowa, stwierdziliśmy, że też chcemy tworzyć muzykę, występować na koncertach, sam taniec przestał już wystarczać - przypomina Mleko. - Tak powstała grupa White Home Boys Crew, którą oprócz mnie i Bittera tworzył też DJ Crazy. Próby mieliśmy w MOK-u, a jeden z koncertów daliśmy w miejskim amfiteatrze. Po kilku miesiącach zmieniliśmy nazwę zespołu na Born Juices (Urodzeni Twardziele na cześć jednego z mocnych, amerykańskich filmów) i za cel postawiliśmy sobie nagranie płyty. Ci, którzy z muzyką mieli (w przeciwieństwie do nas) do czynienia, śmiali się i uważali, że to niemożliwe, że na nagranie potrzeba dużo więcej czasu i? umiejętności. Pierwsza płyta A jednak się udało. Born Juices własnymi środkami nagrywają album "Dymófka 95". Co prawda na razie tylko na kasecie, ale dobre i to. Początkowo jest sprzedawany w nieistniejącym Klubie Pod Hale, tam też odbywają się koncerty hiphopowe, także z udziałem BJ. - Ten podziemny Piotrków nas poznał: staliśmy się jakoś tam popularni w mieście - opowiada Mleko, który w zespole pełnił rolę wokalisty. - Materiał powysyłaliśmy do wytwórni płytowych. Najpierw zareagowała bardzo znana wtedy SP Records, której szef, po wspólnej z nami suto zakrapianej imprezie, zaproponował podpisanie kontraktu. I to od razu na trzy płyty! Później okazało się, że nie był to kontrakt opłacalny... Tzn. był, ale nie dla nas... W końcu płytę decyduje się wydać firma RRX z Poznania, która wcześniej wydawała m.in. album Pei. Rzecz nosi tytuł "Prosto z ulicy", jest pierwszym, profesjonalnym albumem kompaktowym nagranym przez zespół z Piotrkowa, a można go kupić we wszystkich sklepach muzycznych w kraju. To spory sukces nie tylko dla samej formacji, ale także dla całego miasta. Kolejnym jest umieszczenie utworu Born Juices na składankowej płycie "Wspólna scena" (do którego powstał teledysk), zawierającej nagrania 10 najlepszych grup hiphopowych w Polsce. O piotrkowianach zaczyna się mówić coraz więcej. W kraju wielką popularność zyskuje raper Liroy, młodzież słucha Wzgórza Ya Pa 3, Kalibra 44, jest moda na taką muzykę. Wydaje się, że świat przed BJ stoi otworem. - Siłą napędową naszego zespołu byliśmy: ja i Bitter - mówi Mleko. - Okazało się jednak, że nasze zdanie w kwestiach muzycznych jest diametralnie różne. Pojawił się alkohol, dużo alkoholu, imprezki, balangi... Mnie to przestało kręcić, chciałem pomyśleć o przyszłości. Powiedziałem "Dość" i odszedłem z zespołu. Bez Mleka grupa nie daje rady. Po jakimś czasie przestaje istnieć. A sam Darek pracuje jako handlowiec, a także nagrywa reklamy, które następnie emitowane są? na piotrkowskich targowiskach. Poza tym cały czas tworzy muzykę, pisze teksty, nagrywa. Powstaje projekt Świadoma Odmienność (z DJ Byczem). Projekt krótkotrwały. Mleko poszukuje, ale także zakłada rodzinę. Kto dogoni psa? - Żona rozumiała i rozumie moją potrzebę tworzenia - mówi. - Już po ślubie nagrałem demo "Rymowana śmietana", na którym znalazły się np. "Toczy się życie" (przeróbka piosenki Franka Kimono) i późniejszy hit "Kto dogoni psa". Ten materiał wysłałem do wszystkich wytwórni. Bez odzewu. Ostatnią próbę podejmuje w 2004 r., kiedy to wraz z dawnym kolegą z Piotrkowa, Kubą i Ray C nagrywa na nowo swoje stare utwory. - Skontaktowałem się z Maćkiem "Cameyem" Sierakowskim, któremu spodobała się piosenka "Komuna". Ogólnie materiał podobał się w jego firmie, ale potrzebny był przebój. Singiel, który będzie chciało grać radio, który po prostu chwyci? Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności pada na "Kto dogoni psa" - stary numer, nagrany kilka lat wcześniej, z refrenem znanym z "Piątku z Pankracym", ale zrobionym na nowo, bardziej nowocześnie. No i z kontrowersyjnym tekstem. - Piosenkę zaczęło grać Radio Eska. Już po paru emisjach okazało się, że to był strzał w dziesiątkę - opowiada Darek. - Ludzie oszaleli na punkcie tego utworu, wysyłali SMS-y, głosowali, prosili o tę piosenkę... Nieco inaczej, przynajmniej na początku, zareagowali policjanci. Do siedziby Eski przysłali oficjalną petycję o? zdjęcie utworu z anteny, bo ten podobno ich obraża! Na to było już jednak za późno: to był hit wakacji, nie dało się już tego zatrzymać. Policjanci zdają sobie sprawę, że zachowali się dość dziwnie i po kilku dniach wysyłają kolejny list. - Tym razem napisali, że piosenka bardzo im się podoba i że proszą o dedykację - śmieje się Mleko. - Do utworu nakręciliśmy teledysk, który non stop grała VIVA. Płyta, którą nagraliśmy, sprzedawała się bardzo przyzwoicie, a ja zacząłem występować w programach telewizyjnych i koncertach. To klasyczne 15 minut sławy piotrkowskiego artysty. Mleko występuje m.in. w popularnym wówczas reality show "Bar Europa", jest gwiazdą "Hitów na czasie", bierze udział w festiwalu "Top trendy", "Eska hip-hop squad", gra wiele koncertów w różnych częściach Polski, bywa zapraszany do muzycznych rozgłośni i radiostacji. - Poznałem show-biznes, tzw. branżę, poznałem mechanizmy, jakie nią rządzą - mówi Mleko. - Dowiedziałem się, jak to jest tak naprawdę z głosowaniem na listy przebojów, czym spowodowana jest reakcja publiczności w takich programach jak "Bar"? To wszystko jest sztucznie nadmuchane i po prostu nieprawdziwe. Wszystkim rządzą układy. Jesteś na topie - jesteś potrzebny, zapraszają cię. Nie masz przeboju albo twój przebój przemija - wszyscy o tobie zapominają. Takimi prawami rządzi się nasz rynek muzyczny. Mleko - szczęśliwy człowiek z Piotrkowa Od trzech lat Darek Mielczarek nie wydał nowej płyty. Publiczność powoli o nim zapomina. Czy wróci na scenę? -Nie wiem - odpowiada. - Jeśli "szołbiz" będzie taki, jaki był wtedy, to nie chcę wydawać czegoś nowego, choć materiał mam przygotowany. Mnie to po prostu nie odpowiada. Miałem swój czas, miałem chwile sławy, kiedy ludzie chcieli mnie dotknąć, nie mówiąc o oderwaniu kawałka koszulki czy spodni, w które byłem ubrany. W niektórych miejscach byłem traktowany jak megagwiazda. Było fajnie, poznałem ciekawych ludzi, ale życie wśród nich jest jak życie motyla: piękne i kolorowe, ale krótkie. Do dzisiaj jest rozpoznawany, i to nie tylko w rodzinnym mieście. Ludzie pytają go, czy wróci na scenę, czy nagra nowy przebój. Pytają też o to, czy czuje się człowiekiem spełnionym i szczęśliwym. - Tak - odpowiada. - Tak, poznałem wielu ciekawych ludzi, udowodniłem swoją postawą, że dążąc wytrwale do celu i mając wiarę w to, co się robi, można tak naprawdę osiągnąć wszystko, o czym się marzy. A na koniec najważniejsze: mam rodzinę, żonę i córkę - i to jest moje szczęście. Autor: MCtka