Budowa ruszy być może już za kilka miesięcy, kiedy spółdzielni uda się domknąć jej finansowanie. Będzie postępowała szybko, a po zakończeniu da spółdzielni dochody. Ale na razie prezes Jan Dąbrowski jest wściekły. Musi odpowiadać na nieudokumentowane zarzuty wędkarzy, jakoby jego zakład znowu zatruwał Bzurę. W następstwie opartego o te donosy artykułu w Dzienniku Łódzkim, OSM gości teraz na swoim terenie inspektorów ze służby ochrony środowiska. Inspektorzy sami, po pierwszej wizycie mają wrażenie, że wszystko jest w porządku, oficjalnie zajmą stanowisko w przyszłym tygodniu. Ale co napisano, to poszło w świat. Artykuł, opublikowany 20 maja, był słabo udokumentowany. Dziennikarz DŁ napisał na 1 stronie, że według łowickich wędkarzy OSM zatruła wodę w Bzurze, na stronie 5, że OSM spuszcza do rzeki ścieki. Można się domyślać, że chodzi o ścieki nie oczyszczone - bo spuszcza przecież ciągle, po ich przejściu przez zakładową oczyszczalnię ścieków. - Z osadów mleczarskich na brzegu rzeki wychodzi biała maź, wyglądająca jak smalec - cytuje dziennikarz Stanisława Kapuścińskiego z łowickiego koła Polskiego Związku Wędkarskiego. Nie pyta jednak w którym miejscu nad rzeką, skąd mu wiadomo, że to osady mleczarskie, ani dlaczego, skoro był pewien, że to nieprawidłowość, nie wziął tego "smalcu" i nie zaniósł do ochrony środowiska. DŁ nie pyta też o to, kiedy miało to miejsce: w przeddzień napisania tekstu? Przed tygodniem? A może przed miesiącem? Ani kto jeszcze potwierdza te "rewelacje". Pisze w liczbie mnogiej "wędkarze" - ale Kapuściński jest jeden. Ponownie powołując się na tegoż Kapuścińskiego, DŁ twierdzi, że z kanału burzowego przy Nadbzurzańskiej spływały do Bzury "białe ścieki o zapachu serwatki". Kapuściński miał to widzieć na własne oczy. Dziennikarz nie pyta jednak kiedy. I dlaczego nie powiadomił od razu ochrony środowiska. A o rzekomym spuszczaniu do rzeki "białych ścieków" także z oczyszczalni (czyli już nie z kanału burzowego) pisze tyle, że Kapuścińskiego alarmowali inni wędkarze. Którzy? Kiedy? Nie wiadomo. Zero konkretów. Za to obszerne przypomnienie awarii, jaka miała miejsce w OSM przed rokiem. I mimo przytaczanych w tekście zapewnień tak prezesa OSM, jak i szefa skierniewickiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, że wszystko jest w porządku, artykuł nosi tytuł: "Bzura cała w mleku" - tyle że ze znakiem zapytania. Tymczasem prezes OSM Jan Dąbrowski podkreśla, że po awarii z 2008 roku - której przyczyny notabene nie zostały do dziś wyjaśnione - zakładowa oczyszczalnia ścieków się zmieniła. Zmodernizowano komorę biokoagulacji i zainstalowano dodatkowy system napowietrzania ścieków, co umożliwia ich oczyszczanie w stopniu narzucanym przez pozwolenie wodnoprawne. - Parametry ścieków zrzucanych teraz do Bzury są lepsze niż parametry wody w rzece - mówi Dąbrowski. - Parametry te bada się co 24 godziny. I w każdej chwili Inspekcja Ochrony Środowiska ma dostęp do wylotów i robi próby. Nic też nie jest wpuszczane z zakładu bez oczyszczenia do kanału burzowego - zapewnia prezes. Zresztą kanał ten zbiera wody opadowe z dużego obszaru Korabki i jedynie przepływa przez teren OSM. Słowa prezesa potwierdza Marzena Sokołowska z działu inspekcji delegatury WIOŚ w Skierniewicach. OSM robi bieżący automonitoring swoich ścieków i raz na dwa miesiące informuje o wynikach - mówi. Wyniki te są prawidłowe. - Nie mamy podstaw, by je kwestionować - podkreśla Sokołowska. W następstwie artykułu w DŁ, inspektorzy ze Skierniewic pojawili się jednak w miniony piątek w mleczarni. Nic niepokojącego nie stwierdzili - informuje Sokołowska, choć od razu zastrzega, że oficjalne wyniki kontroli znane będą po niedzieli. Jeśli jednak wyniki kontroli będą zadowalające, to żadne dodatkowe, nadzwyczajne badania nie będą wszczynane, bo są kosztowne, a potrzeby nie widać. - Nie ma się do czego przyczepić - mówi przedstawicielka WIOŚ. Na potwierdzenie tych słów przytacza wyniki badań wody w Bzurze, które przeprowadzane są co miesiąc, także poniżej ujścia wylotu ścieków z obu łowickich oczyszczalni - komunalnej i mleczarskiej. Są one bardzo dobre: minimalna dopuszczalna zawartość tlenu w wodzie winna wynosić 3,5 mg/l, a jest 8 mg/l. Niedobra atmosfera Prezes Dąbrowski nie ukrywa irytacji z powodu donosów. - To jest szukanie sensacji w normalnie funkcjonującym zakładzie - mówi. I nie ucieka od refleksji o szerszym charakterze. Według niego obiekcje nowego szefa łowickiego koła wędkarzy są charakterystyczne dla pewnego typu mentalności, spotykanej niestety w Łowiczu, każącej podejrzliwie patrzeć na wszelką aktywność biznesową. - Tu wielu doszukuje się kto za tym stoi, co nam z tego zagraża - obserwuje. - I dlatego nie mamy sukcesów w dziedzinie przedsiębiorczości, od 1990 roku nie doczekaliśmy się w Łowiczu żadnej poważnej inwestycji przemysłowej, wyjątkiem są zakłady farmaceutyczne w Łyszkowicach. Nawet Agros przestał być samodzielny, choć przecież to on mógł przejmować inne zakłady.