- Park Matejki to jedno z moich najbardziej magicznych łódzkich miejsc. Mieszkałam niedaleko, bo przy ul. Narutowicza 90. Do parku chodziłam z rodzicami na spacery. Tam stawiałam swoje pierwsze kroki. Mieliśmy wtedy teriera imieniem Bob. Tata zrobił mu specjalną uprząż, którą zakładał i mnie, i psu. Potem rodzice siadywali na ławce, a mnie pies prowadzał wokół klombów. Trzymałam go za ogon i dzielnie za nim tuptałam. Miałam wtedy może dwa, trzy lata. Potem na cześć Boba tak samo dałam na imię mastiffowi, którego mieliśmy z Grzegorzem Ciechowskim. - Pierwszy raz w kinie Z dużą nostalgią wspominam kino Bałtyk na tyłach filharmonii. To tutaj pierwszy raz tata zabrał mnie do kina. Poszliśmy na znakomity western "Siedmiu wspaniałych". Absolutnie magicznym miejscem jest dla mnie łódzka szkoła filmowa i park przy szkole. Tam przeżyłam najcudowniejsze studenckie lata. Zresztą gdy po latach wróciłam do Łodzi i zaczęłam pracować w telewizji, w ciągu dnia siedziałam w biurze lub w studiu, a wieczorami wyjeżdżałam do miasta, by sprawdzić czy istnieją jeszcze miejsca, które kochałam w dzieciństwie i jak dziś wyglądają. Tylko mojego ukochanego kina Włókniarz już nie było. Szkoda, bo tam kiedyś organizowano wspaniałe przeglądy filmowe... Stałam na bramce Z łezką w oku wspominam przychodnię szpitala przy Spornej. Tutaj przeżyłam największy koszmar dzieciństwa. Przez 7 lat musiałam przyjeżdżać na bardzo bolesne zastrzyki z antybiotyku, który brały dzieci z tak zwanymi rzutami reumatycznymi. Szkoda, że już nie można wchodzić na podwórko przy Narutowicza 90, gdzie mieszkałam z rodzicami jako dziecko. - Pamiętam, że grywałam tam z moimi kolegami w piłkę nożną. Oczywiście mnie zawsze stawiali na bramce. Często szłam do domu z posiniaczoną twarzą, bo chłopcy strzelali mocno i celnie. Niepowtarzalny klimat miał dla mnie Dworzec Łódź Kaliska, ale ten sprzed przebudowy. Tam był całodobowy kiosk i otwarta 24 godziny na dobę restauracja. Czasami w nocy przyjeżdżałam tam z ojcem. Tata był scenografem i często rysował w nocy. Bywało, że jako nałogowemu palaczowi brakło mu papierosów. Wtedy jechał do kiosku na dworcu. Towarzyszyłam mu w tych nocnych eskapadach. Na Kaliskim pracował pan Władek, który sprzedawał papierosy na sztuki. Wysłuchał Andrzej Adamczewski pdp: W przychodni przy ul. Spornej przeżyłam największy koszmar dzieciństwa - mówi Małgorzata Potocka fot. archiwum