Dzisiejsza matura jest jednocześnie przepustką na studia. Od jej wyniku zależy, czy młodzi ludzie dostaną się na wymarzony kierunek. W przypadku niepowodzenia całą procedurę trzeba powtarzać od nowa. Dlatego maturzystom tak bardzo zależy, aby egzamin zdać jak najlepiej. Liczba miejsc na uniwersytecie i politechnice jest ograniczona, o pierwszeństwie decyduje wynik matury. Jeśli dodamy do tego, że na niektóre kierunki jest nawet dziesięciu chętnych na miejsce, to nie można się dziwić, że na kursach maturalnych już dawno brakuje miejsc. Kurs lub korepetycje Mateusz Marciniak jest uczniem jednego z łódzkich liceów, w tym roku zdaje maturę. Chciałby się dostać do Akademii Rolniczej w Poznaniu. - Nauka w samej szkole to za mało. Kryterium punktowe w akademii jest bardzo wysokie. Muszę zdawać rozszerzoną matematykę i angielski. Bez kursów nie dałbym rady - mówi Mateusz. Podobnego zdania jest Marta Piechowska - uczennica technikum. - Od trzech lat chodzę na niemiecki. Chcę studiować geografię turyzmu, która jest prestiżowym kierunkiem, a przez to mocno obleganym. Żeby się dostać, muszę być jedną z lepszych, a szkoła nie zapewni mi dostatecznej wiedzy. Lekcje niemieckiego są nudne, a program realizowany wybiórczo. Połowa klasy jest zagrożona z tego przedmiotu, bo nauczyciel nie potrafi przekazać nam swojej wiedzy. We wrześniu przyszła do nas na niemiecki praktykantka, która kiedyś sama była uczennicą tej szkoły. Na wstępie powiedziała, żebyśmy zapisali się na kursy językowe, bo w przeciwnym wypadku nie zdamy matury - dodaje Marta. W Łodzi działa kilka ośrodków kształcenia. Oferują kursy ze wszystkich przedmiotów, które można zdawać na maturze. Z rozmów z tegorocznymi łódzkimi maturzystami wynika, że ponad 80 procent z nich korzysta z kursów lub korepetycji. Najbardziej oblegane są kursy z przedmiotów ścisłych i języków obcych. Każdy kosztuje ok. 700 zł. Dla rodziców maturzystów to olbrzymi wydatek. Jak wyliczyła agencja marketingowa Highlite w ubiegłym roku dokształcanie maturzysty pochłonęło 4,5 tys. zł z domowego budżetu. Kto za to odpowiada? Dlaczego tak się dzieje, że zajęcia w samej szkole nie gwarantują odpowiedniego przygotowania do matury? Zdaniem Jadwigi Tomaszewskiej, wiceprezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego w Łodzi, młodzi nauczyciele, zwłaszcza ci, uczący języków obcych, nie są odpowiednio przygotowani do wykonywania zawodu. - Brakuje im zacięcia do pracy. Ponadto pracują w zbyt dużym wymiarze godzin - wyjaśnia. - Nauczyciel w szkole nie jest w stanie poświęcić każdemu uczniowi należytej uwagi. Realizuje program, nie bacząc na to, czy wszyscy nadążają z jego zrozumieniem. Na kursie każdy traktowany jest indywidualnie. Grupy są małe, dzięki czemu łatwiej jest skupić się na problemach jednostek - tłumaczy Mateusz Marciniak. Kursy pomagają pogłębić wiedzę, ale to jednak szkoła powinna stanowić trzon edukacji. - Obowiązkiem nauczyciela jest przygotowanie ucznia do egzaminu dojrzałości. Nie można do nowej matury przygotowywać ucznia według starego systemu. Nauczyciel musi się dokształcać, wtedy jest bardziej wydajny, ale pilnowanie tego leży w gestii dyrektorów szkół. To oni muszą dbać o poziom swojej kadry - mówi Jadwiga Tomaszewska. Co na to nauczyciele? Zdaniem pedagogów problem nie istnieje. - Wykonujemy swoją pracę tak samo jak kilka lat temu. Realizujemy program z podręczników, które są podstawą do ułożenia zadań egzaminacyjnych. Nic więcej zrobić nie możemy - mówi Joanna, germanistka z łódzkiego liceum. Nasuwa się pytanie, dlaczego ten sam nauczyciel w szkole przekazuje tylko książkowe regułki, jak w przypadku nauczyciela Marty, ale już po godzinach, przy udzielaniu korepetycji, stać go na szukanie różnych sposobów przekazania wiedzy uczniowi? - Nauczyciele wolą dorabiać po godzinach w szkołach prywatnych czy na kursach, gdzie dostają godziwe wynagrodzenie. Nie może być jednak tak, że praca poza etatem odbija się na jakości nauczania w szkole. Zaczniemy pilotować tę sprawę - zapewnia Tomaszewska. Moim zdaniem Problem nudnych bezowocnych lekcji to jedna sprawa, ale sami uczniowie też są winni. To jest ich egzamin i w ich interesie leży, żeby z lekcji wynieść jak najwięcej. Tymczasem coraz częściej wagarują, nie przygotowują się do sprawdzianów, a szkołę traktują jako miejsce spotkań towarzyskich, a nie placówkę edukacyjną. Wychodzą z założenia, że wiedza zdobyta w szkole nie jest im potrzebna, skoro rodzice mogą zapłacić i wysłać ich na kurs. Niewielu z nich jednak zdaje sobie sprawę, że sam udział w takim kursie jeszcze nic nie gwarantuje i tam też trzeba się uczyć. Marlena Felisiak marlena.felisiak@echomiasta.pl