Dzieciństwo czteroletniego Dominika przerwała nagła śmierć. Mimo podjętej przez lekarzy akcji reanimacyjnej, czterolatka nie udało się uratować. Prawdopodobną przyczyną śmierci było uduszenie się wymiocinami. Matka, pod opieką której znajdował się chłopiec i jego czwórka rodzeństwa, nie dopilnowała dzieci. Miała w organizmie ponad pół promila alkoholu. Prokuratura postawiła jej zarzut bezpośredniego narażenia utraty zdrowia i życia swoich małoletnich dzieci, za co grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Być może gdyby matka lepiej dbała o swoje dzieci, Dominik nadal by żył. Nieszczęśliwy poniedziałek Wiadomość o zgonie czterolatka wstrząsnęła mieszkańcami Piotrkowa. U wielu z nich powróciły wspomnienia związane z tragiczną śmiercią Oskarka Małgorzaciaka. Pojawiły się także pytania, dlaczego Dominik zmarł. Jak wyjaśnia Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie, sekcja zwłok wykluczyła celowy i świadomy udział osób trzecich. Na ciele malca nie znaleziono obrażeń zewnętrznych ani wewnętrznych. Prawdopodobnie przyczyną było zachłyśnięcie się przez chłopca wymiocinami. Do zdarzenia doszło w miniony poniedziałek w jednym z mieszkań przy ulicy Wiejskiej. Feralnego dnia Dominik wraz z czwórką rodzeństwa był w domu pod opieką 39-letniej matki. Chłopiec prawdopodobnie czymś się zadławił i to spowodowało jego śmierć. Wezwani na miejsce lekarze pogotowia podjęli próbę reanimacji chłopca. Nie przyniosła ona jednak rezultatów. Chłopiec już nie żył. Ojca chłopca nie było w tym czasie w domu. Dziećmi opiekowała się matka, u której stwierdzono pół promila alkoholu w organizmie. Jak twierdzą pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, matka zupełnie nie potrafiła zająć się swoimi dziećmi. Były one zaniedbane, a kobieta nie wykazywała chęci zmian. Świadczyć o tym może fakt, iż kilka lat temu państwu L. odebrano już trójkę dzieci. Już raz stracili dzieci Państwo L. mają w sumie ośmioro dzieci. Obecnie przebywała z nimi piątka. Problemy wychowawcze rodzina ta ma już jednak od wielu lat. W grudniu 1995 roku sąd wydał postanowienie o ograniczeniu praw rodzicielskich dla obojga rodziców. Wtedy to trójka dzieci trafiła do placówki opiekuńczej w Radomsku, gdzie przebywa do dzisiaj. Od tego czasu na świat przyszła kolejna czwórka (1996, 1998, 2002, 2004 r.). Niestety, państwo L. nie wyciągają wniosków, a sytuacja w rodzinie nie poprawia się. W 2005 roku sąd po raz kolejny odebrał im dzieci. Do ośrodka opiekuńczego trafiły w lipcu, a pod koniec września są znowu były w domu. Od tego momentu rodzinie przydzielony został kurator sądowy. Zaczęła się mozolna praca zarówno kuratora, opieki społecznej, jak i dzielnicowego. W 2007 r. na świat przyszło kolejne dziecko. Matka sobie nie radzi? - Matka była niewydolna wychowawczo - mówi Ewa Lachowska, kierownik Zespołu Pomocy Środowiskom Rodzinnym przy MOPR. - Zupełnie nie radziła sobie z podstawowymi czynnościami domowymi. Siedziała i patrzyła, co się dzieje dookoła, ale nie podejmowała żadnych starań, aby zadbać o dzieci. Miała malutkie dziecko i nie chciała z nim wychodzić na dwór. Pracownik socjalny brał matkę dosłownie za rękę i wychodził na spacer - tłumaczy pani kierownik. Dzieci są niesforne, ubrane nieodpowiednio do pory roku, brudne - takie wnioski wypływały po wizycie pracownika opieki w tej rodzinie. Podpisywane były kontrakty socjalne, pracownicy pokazywali matce, jak należy zrobić pranie, ugotować obiad czy ubrać dzieci. Widać było natomiast, że dzieci są bardziej emocjonalnie związane z ojcem niż z matką. Ojciec robił zakupy, gotował, robił pranie i dbał o potrzeby dzieci. Podejmował różne prace dorywcze. Ostatnio zaczął pracować w firmie "Hak" i dlatego nie mógł cały czas zajmować się dziećmi.