- Trudno jeszcze mówić o konkretnych kwotach, bo prezes PKP Cargo Wojciech Balczun jeszcze nie zatwierdził wniosku o nagrodę, a to do niego będzie należało ostatnie słowo w tej sprawie - powiedział Apanowicz. Dodał, że wniosek już trafił na biurko prezesa. O tym, że maszynista powinien otrzymać nagrodę, mówił w czwartek rano w mediach również minister transportu Sławomir Nowak. Maszynista PKP Cargo, prowadząc w środę rano pociąg towarowy relacji Kamieniec Ząbkowicki-Sochaczew, na dojeździe do stacji Baby stwierdził sprzeczne wskazania pomiędzy ostatnim semaforem blokady samoczynnej, który wskazywał, że droga jest wolna, oraz semaforem wjazdowym na stację, pokazującym sygnał "wolna droga ze zmniejszoną szybkością". Postąpił prawidłowo Maszynista zatrzymał pociąg, odmówił dalszej jazdy i zażądał przybycia komisji, która miała sprawdzić wskazania sygnalizacji. Z tego powodu na trasie utknęło ok. 10 pociągów. PKP Cargo w wydanym w środę po południu oświadczeniu podały, że maszynista postąpił prawidłowo i że komisja kolejowa potwierdziła nieprawidłowości wskazań semaforów. - Tym samym uznała zasadność decyzji maszynisty PKP Cargo - wskazał rzecznik. - Trwają prace mające głównie na celu znalezienie przyczyny nieprawidłowego działania urządzeń sterowania ruchem. Dzięki właściwej postawie maszynisty udało się uniknąć zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu kolejowym - dodał. Podziękowania za odpowiedzialność Rzecznik poinformował także, że prezes PKP Cargo Wojciech Balczun podziękował maszyniście Edwardowi Pryczkowi za odpowiedzialną postawę. Szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce Leszek Miętek powiedział, że jako maszynista z 30-letnim stażem postąpiłby tak samo. Dodał, że maszyniści wielokrotnie zwracali uwagę, że wskazania semaforów były inne. - To jest bardzo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu kolejowego. Tylko dlatego, że była dobra widoczność i maszynista zachował się prawidłowo, to katastrofy tym razem udało się uniknąć - powiedział Miętek. "Mielibyśmy kolejną katastrofę" Miętek wyjaśnił, że "semafor blokady samoczynnej pokazuje, z jaką prędkością można koło tego semafora jechać, ale wskazuje również jakiego sygnału można się spodziewać na następnym semaforze, czyli w tym przypadku semaforze wjazdowym do stacji Baby". - Ten semafor blokady samoczynnej pokazywał światło zielone, czyli mówił, że droga jest wolna i że semafor wjazdowy do stacji Baby powinien pokazywać sygnał "jazda z największą dozwoloną prędkością". Ale ten semafor nie pokazywał takiego światła, tylko nakazywał maszyniście zmniejszenie prędkości do 40 km/godz. Proszę sobie wyobrazić, że nie byłby to pociąg towarowy, tylko pasażerski nocą we mgle. Maszynista jechałby z maksymalną dozwoloną prędkością i dopiero w ostatniej chwili zauważyłby, że musi zmniejszyć prędkość do 40 km/godz. Nie zdążyłby wyhamować i mielibyśmy kolejną katastrofę w Babach - powiedział Miętek. Pociąg uderzył w nasyp W sierpniu ubiegłego roku w pobliżu stacji w Babach doszło do katastrofy pociągu TLK Warszawa-Katowice. Wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Jeden z nich wypadł z torów i przewrócił się. Dwie osoby zginęły, a 80 zostało poszkodowanych. Według piotrkowskiej prokuratury, jedną z przyczyn wypadku była nadmierna prędkość, z jaką pociąg wjechał na rozjazd. 42-letniemu maszyniście przedstawiono zarzut spowodowania katastrofy kolejowej. Grozi za to kara do 12 lat więzienia. Piotrkowska prokuratura nadal prowadzi śledztwo w tej sprawie.