Często działają razem. Po interwencji policji i przesłuchaniu trafiają do Policyjnej Izby Dziecka, potem wracają do swoich szkół, domów i... nie zmieniają stylu spędzania wolnego czasu. Ich wizerunki są dobrze znane piotrkowskiej policji. Jak przerwać zamknięte koło patologii wśród młodzieży? Kradzież za kradzieżą Początek października, osiedle Dzielna w Piotrkowie, chwila po północy. Grupa nastolatków na quadach, bez kasków i oświetlenia. Chwilę wcześniej nastolatkowie łamią zabezpieczenia i włamują się do hurtowni rowerów i motocykli w tej części miasta. Kradną quada i dwa motocykle typu cross. Nie udaje im się uruchomić dwóch motocykli, porzucają je więc w krzakach. Poruszają się quadem. Ta zabawa nie trwa zbyt długo. Najstarszy z nich pierwszy wpada w ręce mundurowych. Chwilę później policjanci z "patrolówki" łapią kolejnego, który schował się w kontenerze na śmieci. Dwóm następnym też nie udaje się uciec. Zatrzymani mają zaledwie od 14 do 18 lat. Wśród nich są Piotrek i Jarek. Kilkanaście dni później. Wieczór. Ulica Wojska Polskiego. Do jednego z punktów usługowych wchodzi dwóch chłopców. Widzą mężczyznę zajętego grą na automatach. Poza nim nie ma nikogo. Podbiegają do lady i spod niej wyciągają kopertę z całodziennym utargiem. Uciekają. Piotrkowi i Jarkowi tym razem udało się "zdobyć" 1100 złotych. Udało na chwilę, bo w kilka minut później trafiają w ręce piotrkowskiej policji. Funkcjonariusze legitymują nastolatków. W kieszeniach u każdego z nich znajdują po 450 zł. Trafiają do Policyjnej Izby Dziecka w Łodzi. Czeka ich też wizyta w sądzie, który zadecyduje o ich dalszym losie. Dlaczego to robią? Twierdzą, że z nudów - Nie miałem co robić - mówi jeden z nich podczas przesłuchania. Piotrek i Jarek, mimo wielu przewinień na koncie, podczas przesłuchań zachowują się niestandardowo. Nie przeklinają jak inni zatrzymani nastolatkowie. Są spokojni, słuchają, bez cienia emocji odpowiadają na zadawane pytania. Nigdy nie obiecują, że to był ostatni raz. Piotrek ma 17 lat. Jest szczupły i wysoki. Na swoim koncie ma już uszkodzenie mienia, zakłócanie porządku, włamania i liczne kradzieże. Podczas przesłuchań, w przeciwieństwie do swoich rówieśników złapanych "na gorącym uczynku", nie zachowuje się lekceważąco. Jest spokojny, obojętny, na jego twarzy nie ma cienia emocji. Na pytanie, dlaczego ukradł, odpowiada spokojnie: "bo nie miałem co robić". Deklaruje, że policjantowi nie ukradłby portfela, bo go zna. Do szkoły chodzi rzadko. Tak naprawdę jest tam tylko zapisany. Rodzice? Pracują. Jak twierdzą, nie zauważają, by syn przynosił do domu cenne przedmioty. - Jarek jest niski i gruby. Kiedyś miał inne zainteresowania. Trenował sumo. Teraz ma zaledwie 14 lat, a już nie raz włamał się i ukradł. W szkole sobie nie radzi. Ma indywidualny tok nauczania. Wolny czas razem ze swoim starszym kolegą spędza, grając na automatach i przesiadując w pizzeriach. Na to potrzebne są mu pieniądze. Zarówno on, jak i jego starszy kolega nie kupują drogich gadżetów, firmowych ciuchów czy "szpanerskich" sprzętów. Zaspokajają swoje najprostsze zachcianki. Lubią zjeść dobrą pizzę, napić się soku czy kolorowego napoju, na który nigdy nie dostaliby od rodziców. Nie przekraczają pewnych granic Piotrek i Jarek doskonale znają granice. Wiedzą, na co jako nieletni mogą sobie pozwolić. I pozwalają. Po złapaniu przez policję trafiają do Policyjnej Izby Dziecka. Potem o ich losie decyduje Sąd Rodzinny i Nieletnich. Wiedzą, że największą dla nich karą może być umieszczenie - lub jak to nazywają - "zamknięcie w poprawczaku", z którego i tak prędzej czy później uciekną. Pani Katarzyna (pracownik jednej z placówek resocjalizacyjnych w Łodzi) z podobnymi przykładami młodzieży ma do czynienia co dzień. Twierdzi, że jest duża szansa na zmianę toku myślenia takich młodych ludzi. Wszystko w rękach dorosłych, głównie pedagogów, z którymi mają kontakt. Zatem co robić, by sprowadzić nastolatka na dobra drogę? - To nie jest łatwe, ale trzeba się starać - mówi pani Katarzyna, socjoterapeutka. - Na pracę z takim uczniem nie ma jednej metody. Przede wszystkim trzeba każdy przypadek traktować indywidualnie, bo każdy z tych młodych ludzi jest inny, ma inną rodzinę i inną historię. Taki człowiek wymaga poświecenia mu dużo większej uwagi niż nastolatkowi z tzw. zdrowej rodziny. Wiadomo, że w życiu każdego człowieka podstawą jest rodzina. Stąd czerpie się wzorce. Moi podopieczni w swoich domach nie mają dobrych wzorców. Tam zazwyczaj występuje alkoholizm. To ma ogromny wpływ, nawet w codziennych sytuacjach. Na nałóg ojca jest większe przyzwolenie. Natomiast jeżeli matka nadużywa alkoholu, to ma to większy wpływ na dziecko. Przychodzi ono wtedy do szkoły bez śniadania, rozdrażnione kłótniami w domu i wyładowuje się w szkole. Nieraz bije, ucieka itp. Ostatnio interweniowałam w sprawie chłopca z naszej szkoły, który pobił młodszego kolegę, bo ten nie chciał dać mu napić się napoju. Pragnienie nie było powodem agresji, tylko niewyładowane emocje, które przyniósł z domu, lub porażki w szkole. Dlaczego kradną? Podobnie jest z kradzieżami. Nastolatkowie nie zawsze kradną, bo są głodni i "muszą". Czasem robią to, bo rzeczywiście są głodni, czasem, bo chcą zwrócić na siebie uwagę, a nierzadko chcą zaimponować kolegom. Naszą rolą, rolą pedagogów, jest dociec przyczyny i starać się zapobiegać. Służy temu prawidłowe zdiagnozowanie jednostki, nawiązanie kontaktu - współpracy, rozmowa ukierunkowana i szereg działań resocjalizacyjnych. Jednym ze sposobów pomocy takim ludziom są też świetlice socjoterapeutyczne. Oczywiście pod warunkiem, że są to młodzi ludzie, którzy dopiero wchodzą w dorosłe życie bez wskazówek i pozytywnych wzorców i gdzieś się pogubili. Młodzi, którzy kreują swój światopogląd na świat w placówkach socjoterapeutycznych, dowiadują się, jak powinno wyglądać prawidłowe zachowanie, prawidłowe relacje między ludźmi. Odkrywają, co to są emocje i jak je rozładowywać, poznają, że można żyć inaczej, lepiej, uczciwiej względem siebie i innych. Dlatego tak ważne jest, aby interweniować, kiedy jeszcze nie jest zbyt późno. Czasem praca nad jednym uczniem trwa kilka lat, bo relacje w ich domach są nieprawidłowe. To ogromna, długoletnia praca pedagogów, by młody człowiek chciał współpracować. Ostatnio rozmawiałam z uczniami kończącymi gimnazjum, w szkole, w której pracuję. Zapytałam, co chcieliby robić w przyszłości. Odpowiedzieli, że pracować na pewno nie, bo się nie opłaca. Teraz nie pracują,a mają pieniądze. Skoro nie dostają od rodziców, łatwo się domyśleć, skąd mają gotówkę. Ciężko pracuje się z taką młodzieżą, ale warto próbować. Starać się, by odnaleźli w dorosłych autorytety, odnaleźć w nich to, co mają najlepszego, dowiedzieć, czym się interesują i pomóc im rozwijać te zainteresowania. Często taka młodzież pochodzi z rodzin niewydolnych wychowawczo. Jeśli tylko na to sobie pozwolą, nasza placówka stara się pomagać również rodzicom. Nie zawsze jednak dorośli chcą współpracować Oni często zaniedbują swoje dzieci, nie rozmawiają z nimi, nie znają ich kolegów, nie wiedzą, co ich dziecko robi, gdy wyjdzie ze szkoły, i jakie ma zainteresowania. Często jest tak, że rodzice udają, że nic złego się nie dzieje, bo sami sobie nie radzą - mówi pani Katarzyna, socjoterapeutka. Jak pracować z podobnymi do Piotrka i Jarka? Co zrobić, by pokazać "młodym gniewnym", że kolejna ucieczka z "poprawczaka" do niczego nie prowadzi? Wszystko w rękach dorosłych. * Imiona nastolatków zostały zmienione. Ewa Tarnowska