Dlaczego słynny w Europie artysta awangardowy napisał książkę zaliczaną do popularnego nurtu? - Bo gdy napisałem książkę artystyczną pochlebnie ocenianą przez krytyków, nikt nie chciał jej wydać - przyznaje z rozbrajającą szczerością Andrzej Kwietniewski. - Zresztą znudziło mnie życie awangardowo-artystyczne. Pomyślałem, że skoro nic nie muszę robić, zajmę się pisaniem. Postanowiłem w cyklu książek opisać całą Łódź. Taką jaką znam... Fajbusiewicz w Martensie Akcja powieści "Blondynka z miasta Łodzi" dzieje się w dwóch planach czasowych - w latach 70. ubiegłego stulecia i w roku 2003. Głównym bohaterem jest Rafał Martens, dziennikarz, autor popularnego telewizyjnego magazynu kryminalnego. Nietrudno odkryć, że pierwowzorem postaci był Michał Fajbusiewicz. - To jedyna postać, jaka przyszła mi do głowy, gdy zabierałem się do pisania powieści - przyznaje autor. - Przyjaźnimy się od podwórka. Dobrze go znam, dzięki czemu mój Martens jest prawdziwy i wiarygodny psychologicznie. Oczywiście, rzeczywistość pomieszałem z fikcją. Zawiązanie akcji jest intrygujące. Główny bohater ocknął się w łazience mieszkania przy ul. Wschodniej. Nie pamięta jak się tam znalazł i co tam robi, ale... W wannie leżą zwłoki kobiety, a na ścianie wisi jego fotografia z lat studenckich. Do tego kobieta przypomina jego miłość z tamtych czasów. - Zagadka kryminalna jest bardzo skomplikowana. Dopiero ostatnia strona przynosi rozwiązanie - zdradza Andrzej Kwietniewski. Martens Kwietniewskiego ma sporo z klasycznych postaci powieści noir: na przykład chendlerowskiego Filipa Marlowa. Jest doświadczony przez życie, zgorzkniały, trochę cyniczny, sporo pije. - Kilka wydawnictw miało opory, by wydać powieść. Motywowali je niechęcią czytelników do kupowania książek o ciemnej stronie życia - opowiada Kwietniewski. Opinii nie podzielił Michał Koliński z łódzkiego wydawnictwa Księży Młyn. Podobnie jak sam Michał Fajbusiewicz, który był pierwszym recenzentem książki, nie podzielił tej opinii. - Książka mu się podobała, a Martensa uznał za niezwykle sympatyczną postać - dodaje autor "Blondynki...". - Tylko telewizja miała do mnie pretensje, że zdradziłem kilka skrzętnie ukrywanych tajemnic z kuchni programu "997". Będzie ciąg dalszy Równorzędną bohaterką książki jest Łódź z kilkoma magicznymi dla autora powieści miejscami, między innymi: pubem Łódź Kaliska, ul. Wschodnią, słynnym barem Golonka. - Do Łodzi Kaliskiej przychodzę od jej powstania. To ja wymyśliłem nazwę pubu. A na ulicy Wschodniej mieszkałem. Znam tam wszystkich i to zarówno tych sympatycznych mieszkańców, jak i tych, przed którymi się ucieka lub daje pięć złotych, by móc iść dalej. Wiele z opisanych postaci ma swoje pierwowzory na tej klimatycznej łódzkiej ulicy, na przykład panie lekkich obyczajów - opowiada Andrzej Kwietniewski. Zresztą to właśnie te obyczajowe obrazki były punktem wyjścia. - Ponoć ludzie, którzy tworzą historie kryminalne, na początku nie wiedzą, jak potoczy się akcja. Coś w tym jest. Człowiek siada, pisze i nie wiadomo kiedy zaczyna mu się układać zagadka. To lepsze niż tworzenie tej sztuki awangardowej - przyznaje Kwietniewski. - To moja pierwsza powieść, więc nie uniknąłem błędów. Ale następne części będą znacznie lepsze, będzie więcej dramatycznych zwrotów akcji. Już wiemy, że kolejna powieść będzie dotyczyła Grand Hotelu i starego cmentarza. - Ale jako kontrapunkt pokażę też rynek na Dobrej, bo skrajności to jedna z cech Łodzi. Bohaterem oczywiście będzie Martens - zapowiada Kwietniewski. Andrzej Adamczewski