Wniosek zostanie w poniedziałek wysłany pocztą do sądu rodzinnego w Warszawie - powiedziała pełnomocnik kobiety mec. Maria Wentland-Walkiewicz. W uzasadnieniu wniosku, do którego dotarła PAP, napisano m.in., że w maju tego roku łodzianka urodziła syna, a ojciec uznał dziecko w Urzędzie Stanu Cywilnego. Według pisma, początkowo z uwagi na "skomplikowaną sytuację życiową i szok poporodowy" kobieta, jeszcze w szpitalu, zdecydowała się oddać dziecko biologicznemu ojcu, aby to on wyłącznie sprawował nad nim opiekę. Chłopiec został zabrany ze szpitala prawdopodobnie do Warszawy. Według mecenas jej klientka nie wie, gdzie przebywa jej syn, od tamtego czasu nie ma też z nim żadnego kontaktu. - Wyraża ona w związku z tym zaniepokojenie losem swojego dziecka, nie wie, czy jest ono zdrowe i czy nic niepokojącego się z nim nie dzieje - twierdzi. Jak napisano we wniosku, obecnie u kobiety minęły emocje związane z porodem i w związku z tym jest w stanie zaopiekować się swoim synem. Dlatego też chce, aby wrócił on do niej. "Pozbawienie mojej mocodawczyni przysługującego jej prawa do opieki nad synem stoi w oczywistej sprzeczności z dobrem małoletniego dziecka, które winno być najwyższą wartością. Niezwykle ważne jest (...), aby matka uczestniczyła osobiście w jego procesie wychowawczym" - napisano we wniosku. Mecenas podkreśla, że pomiędzy kobietą a jej synem nawiązała się niezwykle silna "więź uczuciowa", która powstała w czasie ciąży oraz porodu. Jak twierdzi, jej klientka prezentuje swoim zachowaniem "pożądaną wychowawczo postawę wobec syna", a brak kontaktu matki z dzieckiem może wpłynąć negatywnie na jego rozwój emocjonalny. W ubiegłym tygodniu "Dziennik" napisał, że 32-letnia mieszkanka Łodzi rok temu podpisała umowę z bezdzietną parą z Warszawy. Poznała małżeństwo przez agencję, która pośredniczy w kojarzeniu matek zastępczych z ludźmi pragnącymi dziecka. Według gazety kobieta zgodziła się za 30 tys. zł urodzić dziecko, które genetycznie nie będzie miało z nią nic wspólnego. "Wszystko wydawało się proste, jednak w trakcie ciąży łodzianka pokochała dziecko. I chociaż zaraz po porodzie je oddała, teraz mówi z przekonaniem: 'Ono jest moje" - napisała gazeta. Według "Dziennika" to pierwszy taki przypadek w Polsce, a sprawa jest precedensowa także dlatego, że w Polsce prawo w żaden sposób nie reguluje kwestii macierzyństwa zastępczego. Minister sprawiedliwości Andrzej Czuma uważa, że kobieta może walczyć w sądzie o dziecko, zwłaszcza, że w czerwcu weszła w życie nowelizacja Kodeksu rodzinnego. - Wprowadziła starą rzymską zasadę - mater semper certa est - zawsze wiadomo, kto jest matką. Jest nią kobieta, która urodzi - powiedział minister w wywiadzie dla "Dziennika". Zdaniem adwokatów, z którymi rozmawiała PAP, nie ma jednak pewności, że takie będzie rozstrzygnięcie sądu. - Można skutecznie podważyć umowę cywilną, która zakłada czyjąś rezygnację z takich praw podmiotowych, których się nie uchyla - np. prawa matki do dziecka - uważa jeden z adwokatów, członek Naczelnej Rady Adwokackiej. Inny adwokat, specjalizujący się w sprawach adopcyjnych, podkreśla, że Kodeks rodzinny i opiekuńczy mówi o równorzędnych prawach matki i ojca. - Nie ma tu żadnego prymatu jednego nad drugim, a biologiczny ojciec jest przecież znany. Moim zdaniem ta kobieta przegra proces - uważa rozmówca PAP. Wniosek o oddanie kobiecie dziecka trafi do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego dla Miasta Stołecznego Warszawy. Kobieta wychowuje dwie kilkuletnie córki.