Filharmonia to już kolejna placówka kulturalna w Łodzi, która popadła w finansowe tarapaty. W katastrofalnej sytuacji znalazł się także Teatr Wielki. Zadłużoną na 14 mln zł łódzką operę może uratować tylko kredyt. Kłopoty filharmonii i opery to efekt niedofinansowania. Od lat Łódź dostaje jedne z najmniejszych w kraju dotacji na kulturę. W przypadku opery kłopoty finansowe to także efekt niegospodarności byłego dyrektora. W październiku melomani nie usłyszą w filharmonii Requiem Verdiego i urodzinowego koncertu Góreckiego. W kasie instytucji brakuje pół miliona złotych. Dyrekcja zaoszczędzi nieco na odwołanych koncertach i w grudniu zdoła wypłacić pensje za listopad. Ale i tak musi zaciągnąć 350 tys. zł kredytu. - Będziemy oszczędnie planować rok przyszły, by nie trzeba było robić nieprzyjemnych gestów - mówi dyrektor filharmonii. Jeśli w przyszłym roku urząd marszałkowski nie zwiększy dotacji, filharmonia może podzielić los Teatru Wielkiego. Pod znakiem zapytanie może też stanąć budowa jej nowego gmachu. Na dokończenie budynku potrzeba 18 mln zł. Jeśli budowa nie zostanie skończona, przepadną miliony zainwestowane do tej pory.