Mieszkańcy zawiązali więc stowarzyszenie i zaczęli walczyć o swoje prawa. Kilka tygodni temu manifestowali przed urzędem miasta. Budynki na łódzkim Janowie i na drugim osiedlu, przy ulicy Liściastej, są przede wszystkim zagrzybione. Zielone plamy widać koło okien, zielone są także balkony, a na niektórych rośnie mech. Powód jest jasny - konstruktor budynku po prostu zapomniał o rynnach. To jednak nie jedyny problem mieszkańców: lokatorzy narzekają też na stolarkę - od drzwi urywają się klamki, a na otwarcie okna trzeba mieć sposób. - Biorę śrubokręt, odkręcam najpierw te śruby i jeszcze dodatkowo wsadzam taki klucz, który przekręcam, ale to się nie otworzy, ponieważ nie ma tu klamki. Muszę więc wyjść na balkon, kopa dać takiego, żeby to okno mi się otworzyło - opowiada jedna z mieszkanek bloku. Kiedy jeden z lokatorów chciał przybić coś do ściany, ściana pękła na pół na całej długości i trochę się odsunęła. Podobnie dzieje się w innych pomieszczeniach. Za takie "luksusy" mieszkańcy płacą np. 400 zł miesięcznie za 50-metrowe mieszkanie. Dla porównania: za 60-metrowe lokum w bloku spółdzielczym płaci się w Łodzi 300 zł. Dlatego mieszkańcy bloków komunalnych będą walczyć o to, by wysoki czynsz odpowiadał standardowi mieszkania. Dodajmy, że ludzie, którzy mieszkają w blokach komunalnych, musieli oddać swoje mieszkania o niższym standardzie. Od tego momentu wnoszą opłatę, której wysokość ustala miasto. W zamian za to powinno ono jednak rozwiązywać ich mieszkaniowe problemy.