Sędzia Jan Kłosowski z Sądu Rejonowego dla Łodzi-Sródmieścia uznał, że Teresa W. jest winna zarzucanych czynów. "Sąd wymierzył jej karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, grzywnę i nawiązkę na rzecz pokrzywdzonej pacjentki w wysokości 30 tys. zł. Orzekł także zakaz wykonywania zawodu lekarza ginekologa na okres trzech lat i podanie wyroku do publicznej wiadomości. Wyrok nie jest prawomocny" - powiedziała PAP rzeczniczka Sądu Okręgowego w Łodzi Grażyna Jeżewska.Według ustaleń prokuratury 1 marca 2012 r. kobieta w 29. tygodniu ciąży zgłosiła się w nocy z dolegliwościami bólowymi do szpitala im. Rydygiera w Łodzi. Została zbadana przez dyżurującą w izbie przyjęć lekarkę. Z relacji pokrzywdzonej wynikało, że badanie miało charakter powierzchowny, a lekarka nie zapoznała się z dokumentacją medyczną przyniesioną przez pacjentkę. Nie sprawdziła również zapisów dotyczących wcześniejszej jej hospitalizacji w elektronicznej bazie danych szpitala. Według śledczych lekarka stwierdziła, że po stronie pokrzywdzonej doszło do "błędu dietetycznego", który miał być przyczyną dolegliwości bólowych. Odesłała ciężarną kobietę do domu i zaleciła zażywanie leków rozkurczowych i wizytę u lekarza prowadzącego, jeśli dolegliwości nie ustąpią. Kobieta kupiła lek rozkurczowy, jednak ból nasilił się, pojawiło się też krwawienie. Pokrzywdzona wezwała rano pogotowie i trafiła do Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie przeprowadzono cesarskie cięcie. Niestety, dziecko nie dawało oznak życia. Pomimo wysiłków lekarzy i próby ratowania noworodka tego samego dnia wieczorem stwierdzono jego zgon. Ustalono, że dziecko urodziło się niedotlenione, co było konsekwencją odklejenia się łożyska. Wcześniej, w okresie płodowym rozwijało się prawidłowo. Z opinii biegłych wynikało, że gdyby urodziło się bez cech niedotlenienia okołoporodowego, miałoby szanse przeżycia. Według biegłych doszło do błędów ze strony lekarki, która badała pacjentkę w izbie przyjęć. W ich ocenie kobieta powinna być hospitalizowana, a ciąża monitorowana. Z relacji pokrzywdzonej wynikało, że zgłosiła się do tego właśnie szpitala, bowiem cztery lata wcześniej była tam hospitalizowana w związku z podobnymi problemami przy porodzie i wówczas wszystko odbyło się prawidłowo. Wierzyła więc - jak mówiła - że i tym razem prawidłowo zostanie jej udzielona pomoc. Prokuratura ustaliła, że tej nocy w szpitalu nie było żadnych innych nagłych przypadków.