Na początku lipca do aresztu trafił dyrektor opery Marcin Krzyżanowski, ciążą na nim zarzuty oszustwa, przywłaszczenia pieniędzy i fałszowania faktur. Teraz radni wojewódzcy chcą, by z fatalnej sytuacji teatru wytłumaczyli się członkowie poprzedniego zarządu województwa. Radni uważają, że zarząd SLD-PSL niedostatecznie patrzył na ręce dyrektorowi teatru i nie egzekwował planu naprawczego. - Brak nadzoru zawsze budzi negatywne zjawiska w gospodarce finansowej - podkreśla niezależny radny Michał Kasiński z komisji rewizyjnej. Wtóruje mu - nieco dosadniej - radny Samoobrony Zbigniew Łuczak. - To, do czego został doprowadzony Teatr Wielki, to jest wielka granda, to jest przestępstwo. Dzisiaj mamy taką, a nie inną sytuację dzięki wadliwej działalności zarządu - mówi. Ale poprzedni zarząd nie ma sobie nic do zarzucenia. - Przecież nie może kontroler siedzieć cały dzień w jakieś instytucji. To się przecież robi cyklicznie. Przecież nie zakładam z góry, że każdy jest nieuczciwy - mówi marszałek Mieczysław Teodorczyk. Tylko, jak się teraz okazuje, poprzedni dyrektor opery wciąż mnożył długi. Mówi się także o nieuczciwych posunięciach członków zarządu, którzy traktowali teatr jak prywatny folwark. A to zorganizowali tam zjazd PSL-u, a to Koła Gospodyń Wiejskich. Oczywiście za darmo.