Pracownicy sanepidu pobrali 200 próbek, śledząc dokładnie drogę ciężarnej kobiety w szpitalu. Zdaniem dyrektor wojewódzkiego sanepidu Urszuli Polińskiej fakt, że w jednej z pobranych próbek znaleziono bakterię wcale nie musi oznaczać, że do zakażenia doszło w szpitalu. Klebsiella pneumoniae wyhodowano z próbki materacyka, podobno nieużywanego przez dzieci. Teraz całą sprawą zajmie się jeszcze zespół do spraw zakażeń szpitalnych, powołany zresztą w Madurowiczu, bo tak stanowi prawo. Lekarze sprawdzą, czy i kto zapomniał o higienie na oddziałach. A że ktoś zawinił nie ma wątpliwości. - Ja widziałam, kiedy zaczęto sprzątać, wywozić dzieci. Ja nie mam pretensji do lekarzy, a do kogoś kto jest odpowiedzialny za organizację pracy, za czystość - mówi matka jednego ze zmarłych noworodków. Jeszcze dwa dni temu lekarze twierdzili, że śmierć noworodków to nieszczęśliwy wypadek. Wykluczali zakażenie szpitalne. Jednak po czwartym zgonie zaczęli mówić, że być może dziecko urodzone z inną infekcją śmiercionośną bakterią mogło się zakazić już w szpitalu. Równolegle łódzka prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci w szpitalu im. Madurowicza.