Do serii napadów na sklepy w Łodzi doszło w listopadzie ub. roku. Bandyci wchodzili do niewielkich placówek handlowych i grożąc użyciem noża, zmuszali personel do wydawania pieniędzy. Używali także przedmiotu przypominającego broń palną. Ich łupem padły niewielkie kwoty - w sumie zrabowali 1700 zł - ale napastnicy byli brutalni. "W jednym przypadku ekspedientce dwukrotnie przyłożono nóż do szyi, w innym, niezależnie od gróźb nożem, pracownica została pobita. Napastnicy zadali jej kilka ciosów pięścią w twarz" - relacjonował rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania. Postawa kobiety spowodowała jednak, że w tym przypadku sprawcy nie zdołali niczego ukraść. Jako pierwszy w ręce policjantów wpadł 25-latek, któremu zarzucono co najmniej dwa rozboje. Trafił do aresztu. W ostatnich dniach zatrzymany został jego 33-letni wspólnik. Okazało się, że obaj dokonali co najmniej czterech napadów, choć śledczy nie wykluczają, że mają ich na koncie jeszcze więcej. Prokurator wystąpił z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie 33-latka, który działał w warunkach recydywy. Podejrzanym grożą kary do 15 lat pozbawienia wolności.