Eksmisja czteroosobowej rodziny trwała ponad sześć godzin. Rozpoczęła się przed południem od wizyty komornika, który przyszedł do mieszkania w asyście policjantów. Lokatorzy, rodzice i dwójka dorosłych dzieci - syn i córka - zabarykadowali się w mieszkaniu i zapowiedzieli, że popełnią samobójstwo, jeśli ktoś będzie próbował do nich wejść. Na miejsce ściągnięto m.in. policyjnych negocjatorów, straż pożarną i pogotowie. Ze względów bezpieczeństwa w całej kamienicy odcięto gaz i prąd. Część ulicy Więckowskiego została na kilka godzin zablokowana. Eksmitowana rodzina zgodziła się wpuścić do mieszkania tylko lekarza, który po wyjściu z lokalu poinformował, że wszyscy lokatorzy są w takim stanie, że nadają się do natychmiastowego przewiezienia do szpitala psychiatrycznego. Okazało się też, że młodszy z mężczyzn, który niedawno wyszedł z więzienia, ma zaświadczenie o zakażeniu wirusem HIV. Po bezskutecznych próbach wejścia do lokalu na miejsce wezwano brygadę antyterrorystyczną. Po ponad sześciu godzinach cała rodzina została wyprowadzona z kamienicy i czterema karetkami przewieziona do szpitala. Pomoc eksmitowanym mieszkańcom obiecała poseł Zdzisława Janowska (SdPl), która przyjechała do kamienicy w czasie eksmisji. Podkreśliła, że problemem tej rodziny jest choroba młodszego z mężczyzn. - Lokal zastępczy, jaki otrzymali przy ul. Lipowej ma tylko jedną izbę. To stanowczo za mało dla czteroosobowej rodziny, w której jest nosiciel HIV. Trzeba zrobić tak, żeby otrzymali lokal z oddzielnym pokojem dla tego młodego człowieka, który nie powinien przebywać w jednym pomieszczeniu z pozostałymi członkami rodziny - wyjaśniła Janowska. Dodała, że z eksmisją można było jeszcze poczekać. - Ta rodzina ma 30 tys. zaległości w opłatach za lokal. W Łodzi są przypadki, gdzie zaległości sięgają 150-180 tys. zł i nie przeprowadza się eksmisji - powiedziała Janowska. Administrator posesji Ilona Gadomska wyjaśniła, że wtorkowa eksmisja był trzecią próbą wyprowadzenia czteroosobowej rodziny z zajmowanego lokalu i kosztowała 5,5 tys. zł. Podkreśliła, że eksmitowana rodzina miała przyznane mieszkanie zastępcze, a o chorobie jednego z mężczyzn dowiedziała się we wtorek. - Dzisiaj wstrzymałam wynoszenie rzeczy z mieszkania, bo cała rodzina zamiast do mieszkania zastępczego trafiła do szpitala. W tej chwili nie wiadomo, kiedy z niego wyjdzie - powiedziała Gadomska.