Przejazd przez skrzyżowanie przy trzech zmianach świateł graniczy z cudem. A co najgorsze, żeby w ogóle dojechać, czy raczej "doturlać" się do skrzyżowania, trzeba odstać w ogonku minimum 20 minut. Znaleźli się jednak kierowcy, którzy mają bardziej ekstremalne doświadczenia. - Jest fatalnie - podkreśla w rozmowie z reporterką radia RMF FM jeden ze zmotoryzowanych, który utknął w gigantycznym korku. - Trzeba stać godzinę, półtorej, a może nawet dwie - dodaje. Z kolei inny kierowca oblicza: - By móc przejechać, trzeba czekać w korku minimum 20 minut. Wszystko zależy od tego, o której godzinie rusza się w trasę. Zmotoryzowani są zgodni: Tak źle w Łodzi jeszcze nie było. - Widzi pani, krążę naokoło, tu nie wjeżdżam. Tragedia. Traci się czas, pieniądze. Tak źle nie było nigdy. Jeżdżę obwodnicami, nie wjeżdżam w Rzgowską - podkreśla w rozmowie reporterką radia RMF FM kolejny zdesperowany kierowca. Zadziwiające jest to, że na newralgicznych skrzyżowaniach, jak tu, gdzie łączy się Rzgowska z Pabianicką, w godzinach szczytu nie ma nawet jednego policjanta, który pokierowałby ruchem ręcznie. Standardowo ustawione światła kompletnie się teraz nie sprawdzają - zamiast rozładowywać ruch, tylko go hamują.