Co godzinę grupa licząca 250 osób była wpuszczana do Muzeum Miasta Łodzi mieszczącego się w Pałacu Poznańskich przy ul. Ogrodowej. Po wejściu każdej grupy szybko formowała się kolejka oczekujących na następne otwarcie drzwi muzeum, które następowało o pełnej godzinie. Podobnym zainteresowaniem cieszyła się również główna siedziba Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego, która kilka tygodni temu została ponownie otwarta po dwuletniej przerwie związanej z modernizacją. Zwiedzający mogli tu obejrzeć m.in. Salę Neoplastyczną zaprojektowaną w 1948 r. przez Władysława Strzemińskiego. W długiej kolejce czekać musiały osoby, które na Placu Wolności chciały zejść do "Dętki", czyli podziemnego Muzeum Kanału. Jest to podziemny zbiornik na wodę, wybudowanym w 1926 roku z myślą o płukaniu sieci kanalizacyjnej w centrum miasta. Teraz zamiast wody znajdują się tu m.in. archiwalne zdjęcia z czasów budowy łódzkiej kanalizacji. Oglądając je można korytarzem "Dętki" - wykonanym z czerwonej cegły i mającym 142 m długości, 187 cm wysokości i ok. półtora metra szerokości - obejść pod ziemią Plac Wolności. Ograniczona przestrzeń sprawia jednak, że do środka wpuszczane są grupy liczące zaledwie 15 osób. Schodziły one pod ziemię co kwadrans. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się też propozycje przygotowane przez studio Se-ma-for. Całe rodziny przychodziły m.in. na projekcje starych i nowych produkcji tej wytwórni. Przygody kota Filemona, pingwina Pik-Poka czy wróbla Ćwirka oglądali razem zarówno starci jak i najmłodsi zwiedzający. - Mogliśmy z żoną pokazać dzieciom bajki, na których dorastaliśmy. Dzieciaki były tak zafascynowane, że nie chciały wyjść z sali projekcyjnej - powiedział pan Darek, który do Muzeum Animacji przy ul. Tuwima przyszedł z żoną oraz ośmioletnią córką i sześcioletnim synem. Długa kolejka stała też przed Radiem Łódź, które z okazji Nocy Muzeów otworzyło dla słuchaczy swoją siedzibę. Goście mogli m.in. obejrzeć kolekcje starych radioodbiorników, zwiedzić redakcyjne pomieszczenia, spróbować sił przed mikrofonem i zapoznać się z obecnymi i historycznymi już metodami montażu dźwięku. Jedną z atrakcji była również możliwość uczestniczenia w seansie zatytułowanym "Muzyka Duchów", podczas którego grały instrumenty bez muzyków. Były one "ożywiana" za pomocą emitowanych przez głośniki dźwięków o niskiej częstotliwości. - To projekt przygotowany przez Adama Lewartowskiego, basistę zespołu L.Stadt - powiedział Marcin Tercjak z Radia Łódź. Ze względu na ograniczoną pojemność radiowego studia "Muzyki Duchów" jednocześnie mogło słuchać 25 osób. W sumie przeprowadzono ponad 20 seansów.