Szefostwo kasy zwołało konferencję prasową po ostatnich pogłoskach o olbrzymim zadłużeniu - chodziło o 54 mln zł. Mówiło się nawet o widmie zarządu komisarycznego. Tymczasem Włodzimierz Stelmach otrzymał już protokoły pokontrolne Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych i Najwyższej Izby Kontroli. Dyrektor był jednak bardzo enigmatyczny. - Nie ma wniosków dotyczących spraw personalnych - mówił dziennikarzom Stelmach. Obiecywał jedynie, że kiedy zapozna się z dokumentami, ujawni szczegóły. Szef kasy wyjaśnił za to, że jej długi nie wynikały ze złego zarządzania. Złożyła się na to kiepska ściągalność składek, opłaty za leki dla nieuprawnionych i wreszcie za to, że kasa płaciła za usługi, których wcześniej nie zakontraktowała. Robiła to oczywiście dla dobra pacjentów. - Te pieniądze zostały wydane dla naszych ubezpieczonych - tłumaczył Stelmach. - Na różne cele: dializy, pampersy, środki pomocnicze. W przyszłym roku kasa otrzyma więcej pieniędzy na kontraktowanie usług, a obecny dług - jak mówi dr Stelmach - zmniejszył się już do 48 mln zł. - Mamy całkowitą płynność finansową i będziemy ją mieć w przyszłym roku - zapewniał. Nie zmienia to faktu, że pod względem zadłużenia łódzka kasa jest na szarym końcu, a szpitale przestają przyjmować pacjentów przywożonych przez pogotowie. Daria Grunt