Sprawą zainteresowała się prokuratura, ale beczki jak leżały, tak leżą. Miejscy urzędnicy i radni obawiają się, że na razie nic się nie zmieni. Jak mówi jeden z mieszkańców, "jakieś prawo w Polsce obowiązuje, tylko można wyciągnąć prosty wniosek - to prawo jest do niczego". Beczki leżą na terenie prywatnym. Właściciel terenu i beczek - Aleksander B. - znany jest prokuraturze od wielu lat. Prowadzono przeciwko niemu kilkanaście dochodzeń. Właściciel przepadł bez śladu, a miasto, jak mówi szef wydziału ochrony środowiska, może tylko czekać. Wykonanie zastępcze może zarządzić tylko sąd, inaczej byłby to zabór czyjejś własności.