Joanna Podlasiak z 4-miesięczną Polą codziennie spacerują po Karolewie i Retkini. - I zamiast ciszyć się z pięknej pogody, bacznie rozglądam w poszukiwaniu tras, którymi da się pchać wózek bez kłopotów - opowiada łodzianka. Retkinia jest dość pagórkowata, więc co chwila trzeba wnosić wózek na strome schody pozbawione podjazdów albo korzystać z nierównych ścieżek wyjeżdżonych przez rowerzystów. A jeśli już zdarzy się podjazd... Na al. Wyszyńskiego pani Joanna znalazła kuriozum. Strome schody z podjazdem. Tyle że na szczycie części przeznaczonej dla wózka centralnie umieszczono hydrant. Jak u Barei. - Niestety, nie lepiej jest w urzędach, bankach i sklepach - opowiada Joanna Podlasiak. - W ogóle trudno się poruszać po mieście wózkiem, bo nie są do tego przystosowane przystanki i całkiem sporo autobusów. Tę opinię podziela większość matek. - Choć bezsensownie tracę czas, zawsze czekam na autobusy niskopodłogowe. Inaczej trzeba wózek wnosić albo kogoś prosić, a tego nie lubię - dodaje Barbara Kacperska, mama Zuzi i Kacpra, mieszkanka Widzewa. - Ale mam wrażenie, że takich przyjaznych matkom autobusów jest za mało. Pani Barbara narzeka jeszcze na zbyt krótkie światła na przejściach dla pieszych. - Nigdy nie zdążam z moimi dziećmi. Muszę przechodzić na dwie tury - opowiada. 85 stopni O gehennie matek z wózkami opowiada też Aleksandra Kusy z Retkini, matka 7-miesięcznego Sebastiana. - Zamiast jechać gdzieś najkrótszą drogą, jestem zmuszona do lawirowania między blokami - opowiada. - Ale gorsze są wejścia do sklepów. Nie do sforsowania są też schody do mojej spółdzielni "Piaski". Gdyby pani Ola chciała pospacerować po parku Poniatowskiego, to może tam dojechać z dwóch przystanków: przy Dworcu Kaliskim i na Mickiewicza pod wiaduktem. W obu tych miejscach trzeba dźwigać wózek po schodach. Przy tym drugim przystanku trzeba pokonać aż 85 stopni. A niemowlę z wózkiem waży około 30 kilogramów. Inny kłopot z przedostaniem się do parku Poniatowskiego ma Joanna Korczyńska z ul. Wólczańskiej. Żeby zabrać tam ponadrocznego synka Franka, musi pokonać ruchliwą al. Politechniki przy ul. Żwirki. - Żeby przejść na drugą stronę muszę wymuszać pierwszeństwo - denerwuje się matka. - A wystarczyłaby sygnalizacja świetlna "na żądanie". Zbyt tu stromo Nie lepiej jest w centrum przy Centralu i Galerii Łódzkiej. Żeby przejść z Piotrkowskiej do Galerii i nie nosić wózka po schodach, trzeba naddać jakieś pół kilometra, bo schody do przejść podziemnych nie mają zjazdów. Takich miejsc łódzkie matki wskazały nam dużo więcej. Poradnia dla dzieci chorych przy ul. Tatrzańskiej na Dąbrowie. Żeby wejść tu do lekarza, trzeba wspiąć się na tzw. wysokie piętro, a potem mocować z potężnymi drzwiami. Na Widzewie, żeby dostać się do przystanku przy delegaturze Urzędu Miasta trzeba pokonać przejście podziemne. Oczywiście, bez podjazdów. W Warszawie załatwia się to przez montaż wind. Czy nie można skopiować tego w Łodzi? - Próbowaliśmy. Była winda w przejściu przy Galerii łódzkiej. Istniała trzy dni, potem zniszczyli ją wandale - tłumaczy się Aleksandra Mioduszewska, rzecznik Zarządu Dróg i Transportu. - Montujemy podjazdy, wszędzie tam, gdzie to technicznie możliwe. A podziemne przejścia przy Centralu i Galerii Łódzkiej są zbyt strome. Nie będzie tu pochylni dla bezpieczeństwa dzieci. W naszej sondzie najlepiej wypadły Chojny. Tam na stosunkowo młodych osiedlach nie ma większych kłopotów z podjazdami. Michał Bogusiak michal.bogusiak@echomiasta.pl