Od dziś prezydentowi doradzają m.in. były minister transportu w rządzie Jerzego Buzka, Jerzy Widzyk, i były szef UKFIS Mieczysław Nowicki. Nowi doradcy zarabiają od 1 tys. do 4,5 tys. zł. brutto. Społecznie pracuje tylko detektyw Krzysztof Rutkowski. Prezydent przedstawi ich dziennikarzom w przyszłym tygodniu. Duża liczba doradców wywołała burzę, bo prezydent zatrudnił w większości swoich kolegów, podczas gdy w ramach oszczędności ruszyła właśnie reorganizacja urzędu, która polega głównie na zwolnieniu 98 urzędników. - Urząd jest dostatecznie biedny, aby nie móc pozwolić sobie na nieposiadanie doradców - tak rzecznik prezydenta Kajus Augustyniak odpowiada na pytanie, czy biedny Urząd Miasta Łodzi stać na tylu doradców. Co więcej, Kropiwnicki nie zamierza na tym kończyć. Jak deklaruje, jeśli będzie potrzeba, to zatrudni kolejnych doradców. Z pewnymi wyjątkami: - Przypuszczam, że nie mógłby stać się moim doradcą pan generał Jaruzelski, pan generał Kiszczak i jeszcze kilka takich osób - mówił prezydent Łodzi. Wśród miejsckiej opozycji zawrzało. Wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Iwona Bartosik mówi, że otaczanie się doradcami to znak, że prezydent sobie nie radzi. - Osobiście wolałabym, by pan prezydent, nawet za duże pieniądze, zatrudnił sobie Stańczyka. - Sprawami, którymi teraz zajmują się doradcy - twierdzi Bartosik - wcześniej zajmowali się dyrektorzy wydziałów.