Dzieci przebywają na oddziale intensywnej terapii szpitala przy ul. Spornej w Łodzi. Jak się dowiedziała w sobotą PAP w szpitalu, stan chłopców nadal jest ciężki. Zdecydowano się jednak odłączyć od respiratora młodszego z braci, bo jego stan ulega powoli poprawie. Starszy, trzyletni Bartosz, przeszedł wczoraj zabieg przeszczepu skóry na dłoniach. Dwuletni Kuba od wczoraj był stopniowo wyprowadzany z farmakologicznej śpiączki. Lekarze powoli odstawiali leki narkotyczne, aby odzwyczaił się od nich organizm dziecka. To była druga próba, którą podjęli lekarze. Bartosz nadal jest w śpiączce Drugi z braci przeszedł wczoraj pierwszy przeczep skóry na dłoniach. Na wyniki operacji trzeba będzie poczekać do wtorku. Starszy z braci nadal utrzymywany jest w stanie śpiączki farmakologicznej, bo ma bardziej poparzone płuca. Teraz lekarze mają kontynuować leczenie zapalenia płuc antybiotykiem. W ciągu najbliższych dni planują wybudzenie chłopca. Do wypadku doszło w czwartek 28 października przed południem w okolicach jednej ze szkół w Skierniewicach. 25-letnia kobieta przyjechała odebrać ze szkoły córkę. W aucie przed budynkiem zostawiła dwóch synów. Kiedy wróciła, wnętrze samochodu było zadymione. Chłopcy omal nie spłonęli w aucie Nieprzytomnych chłopców z objawami zaczadzenia i poparzeniami odwieziono do szpitala w Łodzi. Zdaniem biegłych pożar samochodu powstał najprawdopodobniej od płomienia zapalniczki znalezionej na podłodze auta. Mógł bawić się nią jeden z chłopców. Prawdopodobnie wtedy przypadkowo wywołał pożar na tylnej kanapie auta. Jak powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, do Prokuratury Rejonowej w Skierniewicach wpłynęła już opinia powołanego w tej sprawie biegłego z zakresu pożarnictwa. Biegły stwierdził jednoznacznie - w oparciu o materiały zebrane w sprawie i oględziny auta - że pożar powstał wewnątrz samochodu, na tylnej kanapie za fotelem kierowcy. To przypadkowe podpalenie - Biegły uznał, że najbardziej prawdopodobną przyczyną powstania pożaru było przypadkowe podpalenie, przez jedno z dzieci pozostawionych w samochodzie, płomieniem zapalniczki. Została ona zabezpieczona w aucie podczas oględzin - powiedział Kopania. Według biegłego, potwierdzać to mają także wyniki oględzin ubrań dzieci, zwłaszcza starszego z chłopców. W ocenie biegłego, pożar nie mógł powstać w wyniku zaprószenia ognia poprzez przypadkowy upadek niedopałka papierosa. Prokurator Kopania wyjaśnił, że znaleziona w aucie urządzenie, to zapalniczka piezoelektryczna z rączką, dająca płomień, najczęściej wykorzystywana do zapalania świec czy do podpalania palników w kuchniach gazowych. Sprawa pod lupą prokuratury - Jest to urządzenie łatwe w obsłudze, umożliwia podtrzymywanie ognia przez dłuższy czas, bez ryzyka oparzenia - zaznaczył prokurator. Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania u dzieci ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to kara do trzech lat więzienia. Dotąd przesłuchano świadków, w tym matkę dzieci. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów. - Prokuratura realizuje kolejne czynności w tej sprawie. Czekamy także na opinię biegłego z zakresu mechaniki samochodowej - dodał Kopania. Czy kiedykolwiek zostawiłeś małe dziecko bez opieki? Włącz się do dyskusji