Państwowy urzędnik operuje umową, która zdaniem drugiej strony jest sfałszowana. Starszej kobiecie podsuwane są do podpisu pisma, których potem nikt nie chce pokazać, jej rodzinie zaś przedstawiane propozycje spotkania się po pracy, w celu przyspieszenia procedur sprzedaży. I zdarza się dziwne włamanie, podczas którego nic nie zginęło. Jeśli nawet wszystko jest OK - co nadleśniczy dalej wyjaśnia, to jednak nie od rzeczy jest przypomnieć, że to nie pierwszy raz mamy do czynienia z budzącymi wątpliwości działaniami Nadleśnictwa Skierniewice, dotyczącymi sprzedaży leśniczówki. W 2006 roku opisywaliśmy przypadek emerytowanego leśniczego Zbigniewa Małeckiego, który mógł kupić w przetargu ograniczonym, kierowanym tylko do emerytowanych pracowników Lasów Państwowych, gajówkę Zygmuntów pod Nieborowem. Mógł, bo komisja przetargowa odrzuciła jego ofertę, argumentując, iż na konto nadleśnictwa nie wpłynęło wymagane wadium. Tyle że pieniądze wpłynęły: wpłaciła je ze swego konta, ale z wyraźnym wskazaniem na czyją rzecz i na jaki cel - inna osoba, w ramach prywatnych rozliczeń. Dla komisji przetargowej nie było to argumentem. Mało tego, jakiś czas później Małeckiego poinformowano - co było nieprawdą - iż wadium nie wpłynęło na czas. Mężczyzny nie poinformowano też, że może się od wyniku przetargu odwołać. Gajówka zaś sprzedana została dużo taniej niż proponował Małecki, do tego osoba która ją nabyła, szybko odsprzedała z zyskiem kolejnej osobie, która do przetargu nie miałaby prawa stawać. Dziś jest tam oberża "Pod złotym prosiakiem". Nikt nie poniósł żadnych konsekwencji mimo takiego rozstrzygnięcia - bo prokuratura do której zgłosił się Małecki, umorzyła postępowanie. Wyrzucić lokatora W przypadku leśniczówki Kaczew sytuacja jest nieco podobna. W lutym zmarła Zofia Bogacinska, wdowa po Leśniczym Lasów Państwowych Włodzimierzu Bogacińskim. Przez prawie 40 lat mieszkał z nią w Osadzie Kaczew jej syn Wojciech Bogaciński. Zameldowany jest tam na pobyt stały od 1974 roku. - W tej chwili Nadleśniczy Lesław Mateja odmówił tacie bezprawnie prawa do zamieszkania w osadzie i prowadzenia stacjonarnej pasieki - opisuje sytuację córka Wojciecha, Iwona Bogacińska. - Tata otrzymał od Pana Nadleśniczego pismo wzywające do opuszczenia osady i wymeldowania w ciągu miesiąca, w którym to piśmie nadleśniczy powołuje się na sfałszowaną umowę najmu, rzekomo podpisaną przez babcię w 1992 roku - dodaje. Pismo o którym mowa, głosi, iż w związku ze śmiercią Zofii Bogacińskiej, jej syn powinien opróżnić i przekazać leśniczówkę oraz wymeldować się z niej do 10 kwietnia tego roku. W piśmie nadleśniczy istotnie powołuje się na umowę najmu z 1992 roku. Takiej umowy nie było - Tylko że żadna umowa najmu nigdy nie była zawierana - mówi nam Iwona Bogacińska. - Na mocy rozporządzenia prezesa rady ministrów, nie potrafię dokładnie przytoczyć, bo to na przestrzeni lat się zmieniało - ale dziadek otrzymał tę leśniczówkę jako miejsce zamieszkania, będąc pracownikiem Lasów Państwowych. Przyjęte wtedy było, że pracownik taki ma prawo zamieszkania aż do śmierci, z rodziną, w miejscu w którym zastała go emerytura. Wszyscy wtedy tak funkcjonowali i żadnej umowy najmu nie zawierano.