Nasienie trzeba sprowadzać z innych krajów. Szefowie klinik leczenia niepłodności biją na alarm: coraz mniej Polaków zgłasza się do banków spermy. Prof. Jerzy Radwan, kierownik łódzkiej kliniki leczenia niepłodności "Gameta", współtwórca pierwszego w Polsce udanego zapłodnienia in vitro, twierdzi, że z kilku kandydatów w miesiącu na dawcę nadaje się... tylko jeden. W Warszawie sprowadzają nasienie z Danii, w Gdańsku oferują plemniki z Francji, a nawet z Afryki. - Na duńską spermę reflektuje już dziewięćdziesiąt procent naszych pacjentów - mówi Marzena Smolińska z warszawskiej kliniki "Invimed". Porcja duńskiej spermy kosztuje 690 zł, jest droższa od polskiej o ponad dwieście złotych. Zdaniem doktora nauk medycznych Grzegorza Mrugacza z białostockiego Centrum Położniczo-Ginekologicznego "Bocian", jeszcze kilka lat temu co miesiąc zgłaszało się kilkunastu kandydatów na dawców spermy, obecnie najwyżej kilku, a w dodatku z coraz słabszym nasieniem. W Polsce używa się nasienia obcego dawcy w 2 procentach zabiegów in vitro i w 10 procentach inseminacji. Ze statystyk wynika, że rocznie w Polsce przychodzi na świat 1,5 tys. dzieci z probówki i pięciokrotnie więcej z inseminacji. Jeszcze w latach 70. co ósma para narzekała na niepłodność, teraz co piąta. Systematycznie rośnie odsetek niepłodnych mężczyzn. Jest ich już połowa w populacji leczących się par.