Zazdrościła jej cała Polska! I nic dziwnego, bo na podróż w kosmos stać tylko najbogatszych. Wystarczy podać cenę wyprawy - 20 milionów dolarów! Joanna Chojnacka nie poleciała jeszcze do gwiazd, ale ta chwila jest coraz bliżej. - Według ostatnich szacunków na pokład pierwszego pasażerskiego statku kosmicznego wsiądę za dwa lata - mówi. Dlaczego musi czekać? Bo przedłużają się prace nad skonstruowaniem promu. Rywalizuje na tym polu kilka firm. Ta, która wygra, dostanie sporą nagrodę. - Wiem, że już były pierwsze loty testowe promu, który buduje ekscentryczny miliarder Richard Branson - opowiada Joanna. To światełko w tunelu dla czekającej już siedem lat łodzianki. - Wygrałam kiedy miałam dwadzieścia lat. Całe szczęście, że w tak młodym wieku - żartuje przyszła astronautka. Ściągało mi skórę "Odyseję kosmiczną 2001" (od znakomitego filmu Stanleya Kubricka) siedem lat temu zorganizowało radio RMF. Konkursem emocjonowała się cała Polska. Chętnych na bilet w kosmos były setki tysięcy. Przez gęste sito selekcji przeszła garstka. Zmagania trwały dwa miesiące. Najpierw wysyłało się prostą ankietę z pięcioma pytaniami dotyczącymi kosmosu. - Moją wysłał brat. A potem miałam szczęście, bo z setek tysięcy osób wylosował mnie komputer - wspomina Joanna. Szczęśliwców było tysiąc. Drugi etap to była szczegółowa ankieta z serią pytań, między innymi o zdrowiu i testem psychologicznym. Z tysiąca osób jury wyłoniło 50. Wybrańcy przeszli szczegółowe badania w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. Przeszła dziesiątka. - To byli półfinaliści. Rywalizowaliśmy w parach. Mnie przypadł Marcin z Białegostoku - wspomina Joanna. Trzeba było błysnąć wszechstronnością. Pary konkurowały grając w paintball, jeżdżąc na quadach, nurkowały z butlą, wspinały się. Jeden konkurs był losowany. Joannie przypadła wirówka, czyli urządzenie symulujące przeciążenia w samolocie. Wytrzymała sporo, bo 7G. - To niemiłe przeżycie. Najpierw mocno wciska w fotel. Przy trzech G nie jest się w stanie unieść ręki. Przy siedmiu było wrażenie, że ściągnie mi skórę - opowiada łodzianka. Jej rywal wytrzymał niecałe 5G. Joanna jako pierwsza dowiedziała się, że jest w finale. Taką miała przewagę nad Marcinem. Z pewnością pomogły jej sporty uprawiane od dzieciństwa: siatkówka, koszykówka, karate. Śni mi się nieważkość Finałowa piątka na dwa tygodnie pojechała do Gwiezdnego Miasteczka pod Moskwą. Zostali sami twardziele - wysportowani, zaprawieni w bojach ratownicy, fani sportów ekstremalnych, piloci szybowców. Joanna była jedyną kobietą. Po każdej konkurencji odpadała jedna osoba. Zaczęli od lotu w stanie nieważkości. - To niesamowite uczucie! Opowiadali, że wywoła stan euforii i tak było. Nie da się tego porównać z niczym. Przez kilka nocy mi się to śniło - Joanna do dziś uśmiecha się na tamto wspomnienie. Potem była komora ciśnień i znów wirówka, tym razem trudniejsza dla kosmonautów. Poddawani ekstremalnym obciążeniom rywale byli na bieżąco monitorowani przez skomplikowaną aparaturę. Do ścisłego finału przeszli Joanna i Mateusz z Poznana. Walczyli, pilotując samolot. Musieli wykonywać skomplikowane ewolucje: pętle, beczki. Joanna Chojnacka nie dała szans rywalowi. - Nigdy wcześniej nie pilotowałam, ale od dziecka nasiąkałam klimatem lotniska. Mój tata jest zawodowym pilotem wojskowym - opowiada. Finał wygrała 5 do 1. Ojciec pilot był dumny z córki. - Wcześniej kilka razy dał mi cenne wskazówki. Na przykład kazał przed wirówką zawiązać mocno buty. To pomaga przejść ten test - wspomina Joanna. Odmieniło moje życie Na chwilę stała się gwiazdą mediów. Rzuciła pedagogikę na łódzkiej WSHE i zaczęła studiować na Wydziale Lotnictwa Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Wrzawa wokół niej dość szybko ucichła. Minęło przecież sporo czasu od wygranej. - Od razy wiedziałam, że będę długo czekać. Była mowa o pięciu latach - przyznaje. Dziś pracuje w Łodzi i cierpliwie czyta doniesienia o pracach na promem. - Wiedziałam, że polecę w kosmos. Moja mama urodziła się w dzień kosmonauty - mówi z uśmiechem. - Mam miejsce przy oknie, więc zobaczę ziemię z dystansu. Rozmawiałam z kosmonautami. Oni twierdzą, że to zmienia życie, że ludzie zaczynają malować, pisać książki. Więc moje życie pewnie jeszcze raz się zmieni. Andrzej Adamczewski andrzej.adamczewski@echomiasta.pl