Niedługo po zakończeniu obchodów Bożego Ciała media zaprezentowały komentarz nuncjusza apostolskiego: "Nam dziś w Polsce potrzeba kapłanów, nie polityków, a jeśli polityków, to polityków słowa Bożego, Ewangelistów, nie ekonomistów, których w Polsce mamy wystarczającą liczbę, byle dobrze sprawowali swoje urzędy" - stwierdził abp Józef Kowalczyk podczas mszy w 20. rocznicę wizyty Jana Pawła II w Lublinie. A na antenie jednej z telewizji życzył wszystkim katolikom, żeby "nabożeństwa liturgiczne nie były wiecami". Czy rzeczywiście msze stają się w niektórych miastach wiecami politycznymi? Wydaje się, że są, co pokazał np. ostatni weekend. Czy są politycy, którzy wręcz obnosząc się ze swoim katolicyzmem, starają się pozyskać zwolenników dla siebie i ugrupowania, jakie reprezentują? Wydaje się, że owszem, są. Niektórym wydaje się nawet, że kilku takich polityków mamy w Piotrkowie. Lewica atakuje, prawica jest zapraszana - Nie da się w polityce wyraźnie oddzielić sfery religijnej, jeśli polityk jest wierzący - uważa ojciec Andrzej Lemiesz, kustosz sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej. - Polityk wierzący nie może, na czas np. sprawowania władzy, zawiesić swojej religijnej działalności. Sfera duchowa jest zawsze obecna w człowieku i dlatego wchodzi w pewien konflikt z polityką. Jeden polityk chce zdobyć elektorat, podpierając się Kościołem, księżmi, a drugi swoją popularność zdobywa, atakując duchownych i szydząc z wiary. Według ojca Lemiesza przedstawiciele obu tych nurtów obecni są w piotrkowskiej polityce. - Ci atakujący, to ludzie lewicy skupieni wokół jednego z parlamentarzystów. A ci podpierający się Kościołem. To niewłaściwe sformułowanie - twierdzi o. Lemiesz. - Niektórzy prawicowi działacze polityczni z naszego miasta po prostu, jako osoby wierzące i praktykujące, są zapraszane na uroczystości organizowane przez Kościół. Oczywiście są też tacy, którzy na mszach świętych pojawiają się tylko w gorącym okresie przedwyborczym, wtedy są nawet wyjątkowo hojni. Ojciec Andrzej pamięta pojawienie się w jego kościele pewnego kandydata na pewne ważne stanowisko w mieście. Kandydat ów swoją obecność na mszy zaznaczył stuzłotowym banknotem danym na niedzielną tacę. Po przegranych wyborach już się w kościele nie pojawił. Obecnej piotrkowskiej władzy przeciwnicy polityczni zarzucają obnoszenie się ze swoją wiarą. Wiele mówiło się także o swoistej walce o to, kto i w którym miejscu, ma na mszy, zwłaszcza uroczystej, gdzie zjawia się wiele osób i mnóstwo przedstawicieli mediów, stać, siedzieć, a zwłaszcza, kto ma nieść poświęcony obraz. - Są uroczystości, na które prezydent, poseł czy radny zostają zaproszeni jako politycy, ale na które przychodzą także z potrzeby serca - mówi o. Lemiesz. - Taki polityk, jeśli już na mszy się pojawia, jest widoczny, a ja jako gospodarz powinienem go przywitać, co zresztą robię. Nie wiem, czy była jakaś walka o to, kto ma nieść obraz - zresztą podłoża ewentualnego konfliktu między piotrkowskimi politykami nie znam.