Dyrektor Henryk Warszawski utrzymuje, że to brat radnego płoszył konie i pierwszy uderzył w twarz jego syna. Później także sam radny miał "najechać" Walewice z bronią w ręku... Konrad Grabik, brat radnego, przyjechał do Walewic w środę około godz. 19.30. Jego żona i jej koleżanka chciały pospacerować w parku. Grabik został jednak w oplu astrze. Gdy okazało się, że 30-latek nie może wyjść z samochodu zamkniętego pilotem, zaczął trąbić, by przywołać kobiety. Twierdzi, że się wystraszył, bo cierpi na klaustrofobię. Okazało się, że klaksonem spłoszył konie. W tym momencie relacje obu stron stają się rozbieżne - zauważa gazeta. - Do samochodu brata doskoczyło pięciu osobników w strojach jeździeckich i zaczęli kopać auto - opowiada radny Marek Grabik. - Gdy szwagierka w końcu otworzyła samochód i Konrad wyszedł, został zaatakowany przez mężczyzn. Ma podejrzenie wstrząsu mózgu. Trafił do szpitala. Pobito go tak dotkliwie, że stracił przytomność podczas drogi z Walewic do Kutna. Relacja dyrektora stadniny jest inna: - Nasi jeźdźcy jedynie obezwładnili brata pana radnego, po tym jak uderzył w twarz mojego syna - mówi Henryk Warszawski. - Wcześniej zwracali mu uwagę, żeby nie używał klaksonu - dodaje. Według dyrektora, nieprzerwany sygnał klaksonu spowodował upadek z konia jednego z jeźdźców. Jeszcze w środę wieczorem poinformowany o zdarzeniu radny przyjechał do Walewic z bratankiem, który pracuje w Komendzie Stołecznej Policji. Marek Grabik miał rewolwer gazowy. Trzymał go na widoku, ale nie wyciągał z kabury. Wśród osób stojących nad jego bratem rozpoznał syna dyrektora Warszawskiego. Doszło do kolejnej przepychanki. Dyrektor walewickiego ośrodka złożył wczoraj w komendzie policji w Bielawach doniesienie przeciw braciom, uznając, że spowodowali zagrożenie w stadninie. Własny wniosek zamierza też przedstawić policji Konrad Grabik - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".