- Często zdarza się, że kiedy idziemy ulicą, ludzie łapią się za guzik - mówi z uśmiechem pan Radosław Stefani. Wszystko zaczęło się w latach 60. Wtedy pan Bogusław postanowił, że zostanie kominiarzem. W terminie u stryjka - Po szkole podstawowej, kiedy miałem 14 lat poszedłem terminować do mojego stryjka, który też był kominiarzem. W zawodzie kominiarskim pracuję od 1963 r. - opowiada pan Bogusław. Najpierw była to praca w kominiarskiej spółdzielni. - Po trzech latach zostałem czeladnikiem, a po dwóch kominiarskim mistrzem. W spółdzielni pracowałem ponad 25 lat. Później otworzyłem swój zakład - wspomina nasz rozmówca. Zawód przeszedł na następne pokolenie. Kominiarzem został też syn pana Bogusława. - Przez 10 lat pracowałem u taty, teraz mam już swój zakład- mówi Radosław Stefani. Obaj reprezentują fach, który powoli odchodzi w przeszłość. W Radomsku są jeszcze cztery zakłady kominiarskie. - Niestety to jest zawód, który powoli wymiera. Do mojego zakładu od kilku lat nie zgłosił się żaden uczeń. Podobnie jest u kolegów kominiarzy - mówi Bogusław Stefani. W naszym mieście kominiarzami są wyłącznie mężczyźni. W innych częściach kraju, w tym zawodzie pracują również panie. - W całej Polsce jest jednak zaledwie kilka kobiet pracujących w tym zawodzie - mówi pan Bogusław. Trzeba sprawdzać Rozmówcy dziennikarzy ubolewają, że coraz rzadziej właściciele domów wzywają kominiarzy. Częściej próbują czyścić przewody kominowe sami. A nie jest to bezpieczne rozwiązanie. - Ludzie chcą oszczędzić parę groszy, a narażają się na duże niebezpieczeństwo. Na czyszczeniu kominów naprawdę trzeba się znać. Czasami jesteśmy wzywani przez ludzi, którzy sami chcieli wyczyścić komin i wyciągamy z niego jakieś szczotki, młotki. O zaczadzenie nietrudno i naprawdę warto wezwać fachowca - mówi pan Bogusław. - Dawniej był przepis o obowiązkowych czyszczeniu kominów. Obecnie też powinno się sprawdzać kominy dwa razy do roku, ale to jest po wodzie pisane. Nikt tego nie egzekwuje. A konsekwencją tego są zaczadzenia, zapalenia. Apelujemy, aby czyścić przewody kominowe, chociaż raz, dwa razy w roku. Powinien to zrobić kominiarz, fachowiec, który sprawdzi komin, piec, tzw. ciąg - dodaje pan Radosław. Nasi rozmówcy tłumaczą też czego nie należy palić w piecach, aby zapobiegać zapychaniu się kominów. - Oczywiście nie można palić plastiku, a poza tym np. trocin, żywicznego drzewa, mokrego drzewa, bo wtedy występuje tzw. sadza mazista, która zapycha komin jak smoła. Najlepiej palić suchym drewnem - brzoza, buk, dąb, a także oczywiście węglem, koksem, miałem. A zresztą, ja po kolorze, zapachu dymu poznaję kto czym pali - mówi pan Bogusław. Popularne w naszych mieszkaniach plastikowe okna, nie sprzyjają prawidłowej wentylacji. - Okna plastikowe sprawiają, że mieszkania stają się swoistymi konserwami. Dlatego konieczne jest montowanie w oknach tzw. "nawietrzaków", żeby był dopływ świeżego powietrza do mieszkania - radzi kominiarz. Bez lęku wysokości Rozmówcy zgodnie przyznają, że kominiarz nie może mieć lęku wysokości. - Przechodzimy specjalne testy, badania. Nie ma takiej możliwości, żeby kominiarz bał się, kiedy wchodzi na dach. Ja mogę chodzić po samym brzegu 10-piętrowego bloku i się nie boję - mówi pan Bogusław. Zdarzają się jednak sytuacje, które trudno przewidzieć. - Kiedy byłem młody, większość dachów, na które wchodziłem była ze słomy. Zostałem wezwany przez jednego z gospodarzy pod Radomskiem..., ale drabinka, którą dysponował była za krótka. Wchodziłem na dach łapiąc się za słomę...i ta słoma została mi w ręku a ja koziołkując spadłem na ziemię. Ale na szczęście nic groźnego mi się nie stało - opowiada kominiarz. Nieodłącznymi towarzyszami kominiarzy są...kawki, które z upodobaniem robią gniazda w kominach. - Z jednej strony to złe - bo zapychają kominy, z drugiej strony dzięki nim mamy pracę - mówi z uśmiechem pan Bogusław. - A tak poważnie mówiąc, należy zabezpieczać kominy przed kawkami. Wystarczy położyć siatkę na przewody wentylacyjne. W przewodzie dymowym kawka nie zrobi gniazda - tłumaczy. Idącego ulicą kominiarza spotyka się dziś coraz rzadziej. Niezmiennie jednak na jego widok łapiemy się za guzik. Jak to jest z tym szczęściem, które przynosi kominiarz? - Od wieków zawsze łapało się za guzik na widok kominiarza i tak do tej pory zostało. Bo to przecież jest sprawdzone, że przynosimy szczęście - mówi z uśmiechem pan Bogusław. Jolanta Dąbrowska Fot. Jolanta Dąbrowska Podpis pod zdjęcie: Bogusław Stefani (od lewej) z synem Radosławem na dziedzińcu Gazety Radomszczańskiej.