Zajęła się nią po tym, jak w jednej z lokalnych gazet na Podlasiu ukazał się artykuł opisujący warunki, w jakich przyszło żyć i pracować kilkudziesięciu kobietom z Filipin, Sri Lanki i Ukrainy. - W ramach tego postępowania prokurator wystąpił do Państwowej Inspekcji Pracy o przesłanie dokumentów związanych z prowadzoną przez PIP kontrolą w tej firmie. Sprawą zajmują się także policjanci z KPP w Parczewie, którzy sprawdzają okoliczności opisane w artykule - wyjaśnia Beata Syk-Jankowska - rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Według gazety "Słowo Podlasia" Filipinki mieszkały w warunkach pozostawiających wiele do życzenia, musiały pracować w morderczym tempie, zbierając nawet 120 kg pieczarek dziennie za wynagrodzenie urągające godności człowieka. Za 2 tygodnie takiej harówki otrzymały niespełna 200 złotych. Zanim przyjechały do Polski, podpisały umowę o pracę z agencją pracy tymczasowej Euro Connect. Dokument gwarantował zupełnie inne zarobki, ale na miejscu kobiety zostały zmuszone do podpisania jeszcze jednej umowy. Gdyby tego nie uczyniły, istniało realne zagrożenie, że będą musiały wrócić do domu na własny koszt, na co oczywiście nie posiadały środków. Państwowa Inspekcja Pracy w Lublinie, która wspólnie z funkcjonariuszami Straży Granicznej prowadzi kontrolę w pieczarkarni, na razie ustaliła tożsamość zagranicznych pracownic. - Inspektorzy pracy stwierdzili, że przy zbiorze pieczarek pracuje 28 kobiet z Filipin, 7 ze Sri Lanki i kilka obywatelek Ukrainy. Na tym etapie kontroli nie ma podstaw do tego, żeby stwierdzić, że przy procedurach zatrudniania cudzoziemek doszło do nieprawidłowości, natomiast weryfikacja warunków, w jakich bytują, nie leży w kompetencjach PIP - tłumaczy zastępca okręgowego inspektora pracy w Lublinie Krzysztof Sudoł. Sprawa znana jest także Henryce Gawrońskiej, dyrektorowi Powiatowego Urzędu Pracy w Piotrkowie. Agencja Euro Connect, która pośredniczyła w zatrudnianiu kobiet w pieczarkarni na Lubelszczyźnie, zgłosiła się także do piotrkowskiego PUP-u. Dyrekcja tej instytucji nie zgodziła się jednak na sprowadzenie cudzoziemców do zbioru pieczarek w podpiotrkowskim Michałowie. Być może dzięki temu kilkunastu pracowników z zagranicy nie podzieliło losu kobiet zatrudnionych w Parczewie. Mimo prób, dziennikarzom nie udało się skontaktować z właścicielem pieczarkarni. Katarzyna Babczyńska Zobacz także: Obóz pracy na autostradzie A1? Ukraińcy mieszkali w skandalicznych warunkach