Dziś radni mają głosować nad uchwałą w tej sprawie - informuje "Dziennik Łódzki". Czym władze miasta tłumaczą tę inicjatywę? Edukowaniem społeczeństwa oraz zapewnieniem bezpieczeństwa pasażerom - zaznacza gazeta. Jeśli uchwała zostanie dziś przyjęta, od połowy października osoby, "których zachowanie lub wygląd rażąco narusza zasady współżycia społecznego" nie będą mogły siedzieć na ławkach na przystankach MPK. Autorką uchwały w tej sprawie jest Hanna Zdanowska, wiceprezydent Łodzi. Kogo konkretnie ma na myśli? Niestety, z projektu uchwały to nie wynika. Nie ma tam też słowa o tym, kto i jak będzie egzekwować przepis. "DŁ" chciał zapytać, czy osobą naruszającą zasady współżycia społecznego może być "odlotowo" ubrany i uczesany student Akademii Sztuk Pięknych". -Oczywiście, że nie! - zastrzega Hanna Zdanowska. - Nie chodzi też o dzielenie łodzian na ludzi kategorii A i B, bo ktoś jest bogatszy, a inny biedniejszy. Chcemy tylko, by służby porządkowe miały podstawy do interwencji, jeśli ktoś poprosi o pomoc. Według Macieja Grubskiego, przewodniczącego łódzkiej Rady Miejskiej, który także popiera inicjatywę wiceprezydent Zdanowskiej, pilnowaniem przystanków MPK powinna się zająć straż miejska. - Podstawą musi być kodeks wykroczeń. Z jego przepisów wynika, że osoba wymieniona w uchwale, która złamie zakaz, narażałaby się na mandat do 500 złotych - tłumaczy Grubski. Ani radni, ani władze miasta nie potrafią powiedzieć, skąd kloszardzi mieliby wziąć pieniądze na mandat. Bo dla bezdomnych 500 zł to prawdziwy majątek. A z doświadczeń straży miejskiej wynika, że i od teoretycznie bogatszych trudno wyegzekwować czasami mniejszy mandat.