Łódzcy widzowie "M jak miłość", jednego z najpopularniejszych polskich seriali, w ubiegłych tygodniach mogli oglądać sceny wylotu bohaterki granej przez Dominikę Ostałowską, a później jej dramatycznego powrotu do Polski. Samolot lądował w Łodzi z powodu turbulencji, a roztrzęsiona aktorka dzwoniła stąd do swoich filmowych najbliższych. Wszystko kręcone było w Łodzi. Tajna kasa - Korzystamy z każdej okazji do promocji. Przecież serial "M jak miłość" ogląda jedenaście milionów widzów - podkreśla Miłosz Wika, rzecznik prasowy Portu Lotniczego Łódź im. Reymonta. Przedstawiciele producentów seriali już kilka miesięcy temu przyjechali na Lublinek, żeby zapoznać się z plenerami, wypatrzyć miejsca, skąd najlepiej można fotografować starty i lądowania, zrobić dokumentację. No i - oczywiście - uzgodnić kwestie finansowe. Ale nie wszyscy muszą płacić. O ile za nakręcenie reklamówek dla dilera jednej z marek samochodowych i lakieru do włosów, które powstały na Lublinku, lotnisko wzięło opłaty, o tyle za filmy dokumentalne i studenckie etiudy nie wzięto ani grosza. - Wszystkie kwestie dotyczące pieniędzy podlegają indywidualnym negocjacjom i otoczone są tajemnicą handlową - dodaje Miłosz Wika. Grał Lynch Co oczywiste, ekipy, które pojawiają się w którejkolwiek z części lotniska, poddawane są bardzo szczegółowej kontroli. Przestrzeganie zasad bezpieczeństwa było najważniejsze, przecież chodzi o międzynarodowy transport lotniczy. Dlatego filmowcy przechodzili dokładne rewizje, włącznie z prześwietlaniem sprzętu. I nie ominęło to nawet panów z CNN, którzy przygotowywali reklamówkę Łodzi dla swojej stacji. Zresztą niezbyt wielki ruch lotniczy, czyli słabość Lublinka, w przypadku filmów może być poważną zaletą. Mogłyby tu powstawać zatem monumentalne i bardzo dynamiczne sceny jak z "Portu lotniczego", "Szklanej pułapki 2" czy - spoglądając na krajowy ogródek - "07 zgłoś się" ze słynnym hasłem "Bierz chłopaków od Dziewulskiego i jedziemy". Ale na razie w Łodzi powstawały spokojne produkcje. Ostatni film, kręcony na Lublinku na przełomie października i listopada, to "Trzy uściski dłoni" Marcina Latałły. Reżyser, znany raczej z dokumentów, opowiadał historią kilku uścisków dłoni, które dzielą nas od każdego człowieka na świecie. Na sześć podań ręki od nas są ponoć wszyscy: wietnamscy biedacy, ważni politycy, a nawet hollywoodzcy gwiazdorzy. Stąd na lotnisku pojawił się m.in. sobowtór Davida Lyncha. Ból i radość W tym roku w Łodzi powstawał także cykl około dziesięciu filmów "Tajemnice Lodzermenschów", współfinansowany przez EVA- Verein, czyli Europejskie Stowarzyszenie Zbliżenia Wschód-Zachód. Jeden z odcinków, "Niebo nad Łodzią" kręcono na Lublinku. Jego reżyserką jest Małgorzata Kozera, choć warszawianka, to bardzo zafascynowana Łodzią, co narodziło się podczas studiów reżyserskich w filmówce. Dokument poświęcony jest emigracji i ludziom, którzy z Łodzi wyjeżdżają za chlebem za granicę. - Każde lotnisko jest fascynujące. Widać wielkie emocje, rozstania, powitania. Kręciłam ludzi, którzy znaleźli się w punkcie zawieszenia, między jednym a drugim życiem - mówi Małgorzata Kozera. - Port lotniczy to miejsce poruszające, gdzie jak na dłoni widać ból i tragedie, bo zostają dzieci i starzy rodzice, ale także wielką radość powitań. Cały cykl "Tajemnice Lodzermenschów" premierę ma mieć na przełomie stycznia i lutego w kinie Charlie. Również "Niebo nad Łodzią", które obecnie jest w okresie tzw. postprodukcji, czyli m.in. udźwiękowiania. Ale to na pewno nie koniec filmowania na Lublinku. W kolejce ustawili się już kolejni producenci. Ich nazwa to na razie tajemnica. Tym bardziej że z umowy mogą wyjść nici, jak w przypadku reklamy osobowego busa. Realizatorzy szukali charakterystycznego miejsca z wieżą kontroli lotów, przy której może stanąć auto i samolot. Ostatecznie wybrali inne lotnisko. Michał Bogusiak