Żeby przypomnieć sobie swoją I Komunię Świętą, pani Marcelina z Gąsek musi sięgnąć ponad 65 lat wstecz. Wtedy nie było wystawnych obiadów, nie było strojnych sukien. Było biednie, ale może dzięki temu te wspomnienia, wrażenia i emocje zostały do dziś. Do dziś pani Marcelina pamięta smak kakao pitego w zakrystii. Smak kakao pitego w zakrystii pamiętam do dziś - Dobrze pamiętam ten czas - mówi. - To było tuż po wojnie, a ten dzień... to był normalny, zwykły dzień, jak każdy inny. Różnił się tylko tym, że trzeba się było ubrać w białą sukienkę. Poza tym nie było żadnych innych przygotowań, żadnego przyjęcia, nawet żadnego bardziej uroczystego obiadu. To, co bardzo dobrze pamiętam, to tylko ciasto drożdżowe i kakao przygotowane przez rodziców w zakrystii przy kościele tuż po komunii. Do dziś pamiętam jego smak, bo byliśmy wtedy bardzo głodni. Kilkoro dzieci nawet zemdlało podczas uroczystości (dzieci komunijne od rana nie mogły już nic jeść; teraz tylko godzinę przed komunią nie można). - W domu nie było żadnych uroczystości, nawet chrzestni nie byli zapraszani. Wtedy w ogóle nie było takiego zwyczaju. A po przyjściu z kościoła dzień toczył się dalej zupełnie normalnie. Było zbyt dużo obowiązków, dużo ważniejszych spraw, żeby zajmować się jakimiś uroczystościami. Zresztą tuż po wojnie po prostu było bardzo biednie i ciężko. Trzeba było raczej walczyć, żeby przeżyć - mówi pani Marcelina z Gąsek. Smak czerwonej oranżady... Inaczej ten uroczysty dzień wspomina Magda z Rozprzy, która do Pierwszej Komunii świętej przystępowała w 1990 roku. - Przygotowania do tej uroczystości odbywały się w starej salce katechetycznej przy kościele, gdzie uczyliśmy się religii. Ksiądz zaledwie kilka tygodni wcześniej rozdawał modlitwy, z których trzeba było odpowiadać. Potem była uroczystość w domu. Rodzinna, bez przepychu. Do dziś pamiętam smak czerwonej oranżady - mówi Magda z Rozprzy. Współcześnie I Komunia Święta to uroczystość bardzo ważna, do której trzeba się dobrze przygotować. Musi być ładnie, uroczyście, odświętnie. Księża bardzo skrupulatnie wpajają dzieciom wiedzę i przygotowują duchowo. Rodzice w tym czasie zamawiają lokal w restauracji i martwią się, by nikt ich nie ubiegł. Przygotowania i próby prawie przez cały rok - Współcześnie te przygotowania zaczynają się dużo wcześniej. Księża już od września organizują próby. Dzieci systematycznie, na lekcjach religii są odpytywane z modlitw, które ksiądz podaje już na początku roku szkolnego. Także na nauki dzieci nie muszą chodzić poza budynek szkoły. Dużo "zajęć" mają w kościele. Regularnie chodzą na niedzielne msze. Obecność mają zaznaczaną w specjalnym indeksie - mówi Ania z Kęszyna, mama Oli, która I Komunię Świętą przeżywała w ubiegłym roku. - Rodzice natomiast przygotowują się inaczej. W małych miejscowościach, żeby zamówić lokal, trzeba pomyśleć o tym kilka lat wcześniej. Jeśli już się uda, to jest to raczej kameralna uroczystość. Najbliższa rodzina. Tak przynajmniej było u mojej córki i naszych znajomych. Lokal zamawia się, bo jest wygodniej. Dziś ludzie pędzą, pracują i zazwyczaj nie mają czasu na tego typu przygotowania. Płacą i wolą, by tą sferą przygotowań zajął się ktoś inny - mówi Ania z Kęszyna. - Na przedkomunijne nauki chodziliśmy na pieszo do kościoła w Milejowie oddalonego o 8 km. Chodziliśmy sami, nikt nas nie odprowadzał. Teraz to nie do pomyślenia - dodaje pani Marcelina. Przejazd bryczką i laptop Prezenty to dziś nieodłączny element I Komunii Świętej. Kiedyś skromne, symboliczne i zapamiętane na długo. Kilkadziesiąt lat później w modzie było złoto, jako inwestycja na przyszłość. Dziś prezenty są bardziej praktyczne i użytkowe, najczęściej służące dziecku do zabawy lub nauki. - Moim prezentem komunijnym, zresztą bardzo miłym, było to, że moja chrzestna matka (osoba dość dobrze sytuowana, jak na wiejskie warunki) zawiozła mnie do kościoła piękną bryczką i parą koni. To było bardzo eleganckie. Taki był prezent od chrzestnej, a od stryjka chrzestnego, starszego samotnego człowieka, dostałam różowe majteczki, bardzo ładne zresztą. Nigdy tego nie zapomnę. Cieszyłam się naprawdę bardzo z obydwu prezentów - wspomina pani Marcelina. - Ja do dziś pamiętam prezenty, które dostałam. Chcąc nie chcąc, dzieciom to właśnie one chyba najbardziej zapadają w pamięć. Ja dostałam wiele prezentów i ponad... milion złotych. Walkman, złoty pierścionek od chrzestnej i... ogromną paczkę mazaków od chrzestnego. - Wtedy to było coś. Wszyscy w klasie mi ich zazdrościli. Po kilka odcieni tego samego koloru. Cieszyłam się bardzo, ale ubolewałam, że jednak nie było wśród prezentów roweru. Żal nasilił się, kiedy młodszy brat dostał razem z aparatem Polaroid, z którego zdjęcia wyskakiwały bezpośrednio po zrobieniu. To był hit tamtych czasów - wspomina Magda. Obowiązkowy zegarek i rower Artur z Longinówki, który do Pierwszej Komunii przystępował pod koniec lat osiemdziesiątych też z tego dnia pamięta prezenty. - Zwłaszcza pistolet na baterie od chrzestnej. Jak nikt w okolicy miałem na uroczystości "osobistego" fotografa. Taki prezent sprawił mi wujek, który przyszedł z profesjonalnym sprzętem fotograficznym. To było coś - mówi Artur. - Od długiego czasu symbolicznym prezentem komunijnym jest rower i zegarek. Dziś też tak jest, z tym, że zegarek jest raczej dodatkiem. Jest sprzęt elektroniczny, czyli głównie komputery, laptopy. Dzieci dostają też komórki, książki i wszelkie symboliczne pamiątki. Zdarzają się prezenty bardzo drogie, np. quady. Pieniądze nie wychodzą z mody. Muszę przyznać, że dzieci skupiają się na prezentach, czekają na nie. Trzeba pilnować, by nie popaść w przesadę - mówi mama Oli. Alba, fryzjer i "prywatny fotograf" Kiedyś skromne sukienki, kilkadziesiąt lat później strojne suknie z falbanami, dziś raczej dąży się do ujednolicenia. W modzie są skromne, długie suknie lub dla wszystkich takie same alby. - Miałyśmy białe sukieneczki i wianuszki na głowach. Moja mama nawet trochę pokręciła mi włosy, żeby ładnie wyglądały. Byłam bardzo zadowolona, ale później spadł chyba deszcz i moje włosy zaczęły przypominać rozwichrzone strąki. Pamiętam, że bardzo się tym zdenerwowałam. Nawet teraz, jak patrzę na to zdjęcie sprzed lat, znów się denerwuję. To też z mojej komunii zapamiętałam - mówi pani Marcelina. - Dla mnie sukienka komunijna to było wielkie przeżycie. Kiedy ja przystępowałam do komunii, w mojej miejscowości była krawcowa, która szyła wielu dziewczynkom sukienki na zamówienie. Tak było taniej i wygodniej. Ja czułam się wyróżniona, bo miałam sukienkę ze sklepu. Pamiętam, jak pojechałam z mamą do Piotrkowa i wybrałyśmy skromną, ale najładniejszą z witryny. To dla dziewczynki było coś wielkiego. No a buty... Chwaliłam się wszystkim. Trącałam łokciem koleżanki podczas mszy, by się nimi pochwalić. Były wymarzone, na małym obcasie i stukały. Czułam się jak dorosła dama. Wianuszek też oczywiście był, i był też wielki stres, by nie podpalić ogniem ze świecy włosów koleżankom - wspomina Magda. - Moja córka do I Komunii Świętej ubrana była w albę. Skromnie i tak jak wszyscy. Uważam, że to dobry pomysł, bo dzieci nie rozpraszają się oglądaniem innych. Strój skromny, ale za to dziewczynki rano szły do fryzjera, który zamówiony był dla "komunistek" w niedzielny poranek. Dziewczyny po takiej wizycie czuły się jak prawdziwe damy - dodaje Ania, mama Oli. Koniec z pozowanymi zdjęciami Oprócz strojów, atrakcyjnych prezentów zapanowała też moda na "prywatnego" fotografa. Coraz rzadziej zdarzają się pozowane zdjęcia w studiu na malowanym tle. - Po uroczystości w kościele poszliśmy do fotografa, który ustawiał dziecko na bordowym tle i kazał przybrać sztuczna pozę, np. wpatrywania się w wiązankę. Potem był "ustawiacz" z rodziną. Zdjęcia z perspektywy czasu zabawne, ale pamiątka jest i fajnie czasem powspominać - mówi Magda. - Teraz jest tendencja, by uroczystość była nieprzerwana. Teraz nie trzeba stać w kolejce do studia fotograficznego tylko fotograf dostosowuje się do rodziny. Na szczęście odchodzi się od sztucznych zdjęć pozowanych. Przeważają te w plenerze, na luzie. Te zdjęcia są bardzo naturalne i są wspaniałą pamiątka dla całej rodziny - dodaje Ania. Pierwsza Komunia Święta to dla dziecka niezwykłe przeżycie. Okazuje się, że jako dorośli pamiętamy wiele. Modlitwy, których nie zapominamy nigdy, i te emocje związane z uroczystością. Kiedyś zapamiętany smak kakao pitego w zakrystii, kilkanaście lat później czerwona oranżada, dziś może pierwsza komórka czy MP4? Każde pokolenie ma własne wspomnienia. Ewa Tarnowska