Około 30 km od Piotrkowa (miejscowość Prażki w gminie Będków) 13 hektarów ziemi wraz z wiekowymi drzewami, sadzonymi przez siostry Reymonta, dwoma domami, młynem i budynkiem gospodarczym odziedziczyła pani Ewa Załęska-Szczepko, córka Jana Załęskiego, który był synem najmłodszej siostry Stanisława Władysława Reymonta. Odziedziczyła miejsce, które dużo bardziej niż Lipce Reymontowskie wiąże się z życiem noblisty. Ocalić od zapomnienia Miejsce nieodkryte przez innych i - okazuje się - kłopotliwe, bo właścicielka pieniędzy na generalny remont nie ma, a poza nią nikt inny nie jest nim zainteresowany. Pani Ewa i jej mąż chcieli je udostępnić - ocalić od zniszczenia i zapomnienia. - To miejsce, dzięki małżeństwu Aleksandra Załęskiego z Heleną, najmłodszą siostrą Stanisława Władysława Reymonta, znalazło się drogą dziedziczenia w moich rękach. Jest związane z Reymontem najbardziej ze wszystkich miejsc, jakie znajdują się w naszym regionie, bardziej niż Kobiele Wielkie, Tuszyn czy Lipce. Rodzice kupili tu osadę młyńską z 13 ha ziemi, a przyszły noblista trafił tu jak był 10-letnim chłopcem. To z tego miejsca startował w świat. Stąd czerpał inspiracje i obserwacje dotyczące chłopów, rolników... Te krajobrazy miał w głowie i później przelewał to wszystko na papier. Nazwiska tutejszych mieszkańców znalazły się później w "Chłopach". W efekcie ja odziedziczyłam całość - mówi Ewa Załęska-Szczepko, właścicielka osady. Łóżko, w którym spał Reymont Majątek państwa Szczepków jest imponujący. Wszędzie pełno pamiątek po Reymoncie. Jest dom, w którym jako dziecko mieszkał pisarz z rodzicami, jest łóżko, w którym sypiał, krzesła, na których siadał, wieszak na ubrania, mnóstwo listów, które pisał głównie do rodziny. Są pocztówki, zdjęcia, książki opatrzone dedykacjami pisarza, ale także waga używana w kuchni, butelki po piwie - pijał z nich ojciec Stanisława Władysława, opakowania po lekarstwach, które zażywała jego siostra i wiele innych przedmiotów codziennego użytku. To wszystko własność prywatna, którą państwo Szczepkowie bardzo chcieliby podzielić się z innymi. - Rok 2000 był Rokiem Reymontowskim i w związku z tym łódzkie muzeum zorganizowało wystawę związaną z noblistą. Zwrócono się wówczas do nas z prośbą o udostępnienie pamiątek po nim. My bardzo chętnie to zrobiliśmy i nawet część mebli podarowaliśmy muzeum. Pozostałą część oddaliśmy w depozyt. Wystawa się udała i odbiła szerokim echem. Jednak po pewnym czasie została zdjęta i doszły nas słuchy, że te cenne pamiątki poniewierają się, leżą gdzieś razem ze starymi stołami bilardowymi. Postanowiliśmy odebrać te rzeczy i oddano je nam z chęcią. I znów pamiątki trafiły do kartonów - mówi Andrzej Szczepko, mąż pani Ewy. Bogata kolekcja Państwo Szczepkowie, chcąc zachować to miejsce od zapomnienia i pokazać je innym, próbowali zainteresować nim Starostwo Powiatowe w Tomaszowie Mazowieckim i gminę Będków. - Nic z tego nie wyszło. Początkowo byli zainteresowani tematem, odbyliśmy z władzami kilka spotkań, ale na tym sprawa się zakończyła. Nie mamy dzieci, więc nie mamy spadkobierców i chcieliśmy, by to miejsce służyło innym. My jesteśmy ludźmi wiekowymi, nie mamy siły na remont ani nie funduszy na taki cel - wyznaje pani Ewa. - Liczyliśmy na to, że sięgając po środki unijne, gmina mogłaby zadbać o to miejsce, które my z chęcią byśmy udostępnili do powszechnego użytku. Tym bardziej, że nasza kolekcja jest dużo bogatsza niż ta w Lipcach. Tam ktoś zajął się promocją tego miejsca w taki sposób, że świat kojarzy Reymonta właśnie z tamtymi terenami - dodaje. Współpraca z gminą nie doszła do skutku. Okazuje się, że remont i adaptacja pomieszczeń na tzw. izbę pamięci to koszt ok. 200 tys. zł. Izba pamięci o Reymoncie - Ponad rok temu, późną wiosną odbyło się spotkanie z panią Ewa Szczepko-Załęską z moim udziałem, z udziałem przedstawicieli komisji oświaty, i na tym spotkaniu dyskutowaliśmy o potrzebie i możliwościach utworzenia izby pamięci poświęconej Reymontowi zlokalizowanej w części Prażek. Tam, gdzie rzeczywiście noblista bywał i tworzył. Wówczas zapadły decyzje, że spróbujemy zająć się opracowaniem dokumentacji projektowej dla adaptacji budynku, w którym mieszkał Reymont. Pani Ewa była skłonna oddać ten budynek na utworzenie izby pamięci. Niedługo po tym spotkaniu wpisaliśmy do budżetu gminy ok. 30 tys., by opracować projekt. Środki, jakimi dysponowaliśmy, były niewystarczające, by myśleć o jakichkolwiek pracach remontowych czy adaptacyjnych tego obiektu. Po wprowadzeniu do budżetu tych prac, zanim zdążyliśmy cokolwiek zlecić, w tej materii równolegle prowadzone były też dyskusje i wnioski składane od dłuższego czasu z myślą o założeniu domu kultury. Mieliśmy wybór: dom kultury lub remont domu Reymonta. Wybraliśmy pierwszy wariant i postanowiliśmy, że wygospodarujemy w budynku przestrzeń, tworząc izbę pamięci o Reymoncie. Wtedy zamierzamy poprosić dziedziczkę osady o pomoc - mówi Lesław Kołodziejczyk, wójt gminy Będków. Przeszkodą własność prywatna Jak podkreśla wójt, przeszkodą do adaptacji tego miejsca przez gminę jest własność prywatna. - Pani Ewa nie była skłonna przekazać na własność budynku, my musielibyśmy ponieść ogromne koszty, a budynek nigdy nie byłby nasz - dodaje wójt. Gminy na przedsięwzięcie nie stać, a starostwo w Tomaszowie zawiesiło temat. - W lutym tego roku byliśmy umówieni na spotkanie ze starostą, ale niestety w ostatniej chwili zostało odwołane. Później kilkakrotnie telefonowałem w tej sprawie, bo chciałem znać odpowiedź. Niestety, nie udało się porozmawiać - mówi Andrzej Szczepko. Nam też nie udało się skomunikować ze starostą ze względu na jego urlop. Sprawą interesują się za to turyści przejeżdżający przez te tereny. Próbują wchodzić na prywatną posesję, fotografować. - Zainteresowanie jest duże. W weekendy ta liczba sięga nawet 20 osób, które chcą obejrzeć to miejsce - mówi pan Andrzej. Co dalej z osadą Reymonta? Co dalej z osadą Reymonta? - Jeśli lokalne władze nie będą tym zainteresowane i nikt nie będzie chciał tego spożytkować, choćby do promocji regionu, to będziemy zmuszeni sprzedać osadę. Nie jesteśmy w stanie sami jej remontować, bo nie mamy na to siły ani środków. Boimy się jednak o to, by ten kawałek historii nie został zaprzepaszczony - dodaje pani Ewa. Sprawa nie jest jeszcze zakończona, bo rozmowy na temat osady reymontowskiej z władzami regionu nie zostały zamknięte - tak jak cenne pamiątki - w kartonowych pudłach... Ewa Tarnowska-Ciotucha