- Musimy dyscyplinować podróżnych, bo często nas oszukiwali - tłumaczy Iwona Jędrychowska z łódzkich Przewozów Regionalnych. My kursujemy na krótkich trasach, zatrzymujemy się wszystkich stacjach i czasem podróż pomiędzy kolejnymi przystankami trwa 2-3 minuty. Zdarzało się, że pasażerowie wsiadali ostatnimi drzwiami i nawet przy dobrej organizacji pracy nie zawsze kierownik czy konduktor zdążył do tego pasażera dobiec i sprawdzić, czy posiada bilet - wyjaśnia. Pasażerom nie podobają się nowe przepisy. - To jest przesada, bo jak np. ktoś nie zdąży na pociąg i będzie chciał dobiec, to do tego pierwszego wagonu na pewno będzie miał trudniej niż do ostatniego - mówi studentka. - To będzie niezły bałagan - ocenia inna młoda kobieta. - Tu, na dworcu Żabieniec w Łodzi, gdzie nie ma kas kolejowych, wszyscy wchodzą pierwszymi drzwiami, jest straszny tłok i ciężko jest kupić ten bilet. Wtedy też może się okazać, że pasażer przejechał na gapę, bo przed końcem podróży nie zdążył dopchać się do konduktora, sprzedającego bilety - podkreśla. Z obowiązku wsiadania pierwszymi drzwiami zwolnione są osoby niepełnosprawne, matki z dziećmi w wózkach i podróżni z nietypowym bagażem, np. rowerzyści. W przepisach Przewozów Regionalnych pojawiła się jeszcze jedna zmiana: pasażer, który wsiądzie do pociągu bez biletu w sytuacji, gdy na stacji są działające kasy, przy zakupie biletu u konduktora zapłaci o 8 złotych więcej niż w kasie. Wcześniej dodatkowa opłata wynosiła tylko 5 złotych.