Wracając ze szkoły, drżała, że spotka pijanego ojca. Tak było kiedyś. Dziś Natalia jest silna, operatywna, niezależna, ma szczęśliwą rodzinę. Twierdzi, że tamte wydarzenia ją ukształtowały. Agnieszka w wieku siedmiu lat myślała o samobójstwie. Do dziś nie uporała się z traumą z dzieciństwa. Ma problemy w kontaktach międzyludzkich. Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA). Na czym polega ich trauma, często wiedzą tylko oni sami. Szczęśliwe dzieciństwo...mimo wszystko Natalia jest dorosłą kobietą, zdecydowaną, silną, operatywną. Jest szczęśliwą żoną i mamą. Wie, że należy do DDA i nie jest to dziś dla niej tematem tabu. Potrafi opowiedzieć o tym, co działo się kiedyś. Nie czuje traumy. Świetnie poradziła sobie z kłopotami z lat dziecinnych. Nie ma problemu w kontaktach międzyludzkich, jest otwarta, nie tłumi emocji. Ma zdrowy stosunek do alkoholu i doskonale zanalizowała, co działo się w jej życiu kiedyś. - Wbrew pozorom, dziś mam poczucie szczęśliwego dzieciństwa, pomimo tego, co działo się w moim domu. Pomimo alkoholizmu mojego ojca - mówi Natalia. - Mój ojciec to spokojny alkoholik. Nigdy nie podniósł ręki ani na mnie, ani na moją mamę, ani na żadne z mojego rodzeństwa. Wracał do domu, przepraszał za swój stan, kładł się spać i chciał, żebyśmy wszyscy dali mu święty spokój. Wtedy zaczynało się prawdziwe piekło. Inicjowała je mama. Mama - charyzmatyczna kobieta - w takich sytuacjach przestawała panować nad emocjami. Dochodziło do rękoczynów. Mama potrafiła ojca szarpnąć, uderzyć, rzucać w niego przedmiotami. - Ojciec pokornie to znosił. Ja i moje rodzeństwo przeżywaliśmy te awantury bardzo. Pamiętam, że siedzieliśmy skuleni pod stołem kuchennym i przytulaliśmy się do siebie ze strachu. Jako najstarsza starałam się uspokoić młodsze rodzeństwo. Potem był następny dzień. Ojciec dochodził do siebie. Rozmowom nie było końca, nie było końca obietnicom. Wtedy ojciec wyrażał skruchę i pokorę, spuszczona głowa, przyznawanie się do błędu i przekonywanie, że to był ostatni raz, że to się więcej nie powtórzy. Pamiętam, jak tłumaczył, że to jest silniejsze od niego, że przestaje nad tym panować. Ten proces zamykał się podjęciem decyzji o leczeniu. Jak się szybko okazywało, nieskutecznym - opowiada Natalia. Choroba, którą odziedziczył w genach Dziś Natalia już wie, że alkoholizm ojca to choroba, którą odziedziczył w genach. Dziś wie, że ojciec początkowo nie miał problemów, które musiałby topić w alkoholu. Miał szczęśliwą rodzinę, wykształconą, ambitną żonę, fajne, mądre i kochające dzieci. Miał też mamę, która zafundowała mu dzieciństwo bez ojca, miłości, matczynej czułości i bezpieczeństwa. Okraszone niepewnością, brakiem poczucia bezpieczeństwa i przerzucaniem z kąta w kąt. Pamięta, że ojciec miał też pracę. - A po pracy miał kolegów, którzy zawsze znaleźli okazję do relaksu. Tata zawsze był bardzo wesołym, komunikatywnym i otwartym na ludzi człowiekiem. Ulegał namowom kolegów. Był pod ich silnym wpływem. Mama robiła wszystko, by mu pomóc. Jest osobą bardzo ambitną, przebojową i charyzmatyczną. Mąż alkoholik to jej jedyna życiowa porażka, z którą nie mogła sobie poradzić. Jeździła z nim na leczenie, rozmawiała, tłumaczyła, doprowadziła do zmiany pracy, by oderwać go od "tego" towarzystwa. - Kiedy pracował z mamą, ona miała kontrolę nad jego pieniędzmi, więc nie miał za co pić. Wydawało się, że sytuacja zmieniła się. Było lepiej. Okazało się to pozorne. Potem było jeszcze gorzej. Do problemu ojca doszedł problem finansowy. Tata, dotąd odpowiedzialny i dbający o sprawy rodzinne mąż (pod warunkiem, że akurat nie pił), zaczął brać kredyty. Początkowo małe, niespłacane sumy urastały do większych rozmiarów. Przychodzili komornicy. Do tego problemy zdrowotne młodszego rodzeństwa. Zaczęły się szpitale, nieobecność mamy i tata w niedyspozycji. To był bardzo trudny czas. Cóż, starałam się być dzielna. Pomagałam mamie, dbałam o rodzeństwo, jak trzeba było, to o dom. Mój tata był operatywnym i samodzielnym mężczyzną. Potrafił gotować, prać i zajmować się nami. Pod warunkiem, że nie pił - opowiada Natalia. Tego się nie da zapomnieć... Natalia dobrze pamięta ten czas. Doskonale kojarzy szczegóły, emocje. Tego się nie zapomina. Nie zapomina się strachu, jak skończy się dzień. Oczekiwania, czy tata wróci na obiad trzeźwy, czy na rauszu. Nie zapomina się wstydu przed koleżankami z klasy, kiedy spotyka się na ulicy pijanego ojca, niewyprawionych osiemnastych urodzin czy zbierania półprzytomnego taty spod sklepu, nie zapomina się uroczystości rodzinnych, na które znajomi przynosili alkohol, i strachu przed kolejnym ciągiem alkoholowym ojca. - Potem były poważne wypadki ojca, kiedy wpadał pod przejeżdżające samochody lub był ciężko pobity przez opryszków za przysłowiową złotówkę. Dziś jest człowiekiem schorowanym z problemami neurologicznymi. Stał się nerwowy i mniej kontaktowy. Nie pije. Sam do tego doszedł, dojrzał, by nie pić - mówi Natalia. - Powiedziałam, że mimo tych wydarzeń miałam szczęśliwe dzieciństwo, bo ja szalenie kocham mojego ojca i zawsze go kochałam. Jako dziecko żałowałam go. Było mi go żal. On, mimo swojego problemu, dbał o nas. Przytulał, całował, bawił się z nami. Kiedy był na rauszu, nie przeszkadzało mi to, bo był dla nas zawsze dobry, bez względu na stan. Ja starałam się być wzorową córką, uczennicą. - Nikt nie słyszał, kiedy płakałam w poduszkę, bo tata nie pójdzie ze mną na spacer czy nie przyjdzie po mnie do szkoły, bo rodzina nie jest taka, jak rodziny moich koleżanek. Bunt przyszedł w szkole średniej. Problemy dorastającej dziewczyny, samotność i kłopoty taty sprawiły, że zaczęłam mieć wszystkiego dość. Na szczęście udało się mi otrząsnąć, choć nie bez konsekwencji - wspomina Natalia. "Mam świadomość, że jestem DDA" Dziś Natalia ma szczęśliwą rodzinę. Kochającego, odpowiedzialnego męża, wesołe, szczęśliwe dziecko. Jak dzieciństwo wpłynęło na jej dorosłe życie? - Jestem DDA. Mam tego świadomość i to miało na mnie wpływ. Na to, jaka jestem dziś, co robię w życiu. Myślę, że dzieciństwo mnie umocniło. Dzięki temu dziś jestem silna, operatywna, empatyczna i dobrze radzę sobie z problemami, które mnie spotkają. A niestety spotkały. Walka z bardzo poważną chorobą bliskiej mi osoby to było ciężkie przeżycie. Poza tym nie mogłam studiować medycyny, chociaż o tym marzyłam. Chciałam pomagać ludziom. Nie było pieniędzy. Chciałam odciążyć mamę, która całe dnie spędzała w szpitalu z rodzeństwem. - Ona powiedziała mi od razu: "dziewczyno, zmień plany, bo nie poradzimy sobie". Na szczęście miałam inną pasję. Dziś pracuję z młodzieżą, często trudną. Doskonale rozumiem ich problemy, myślę, że umiem im pomóc. Może tak miało być? Może to taka dobra strona tego, co mnie spotkało w dzieciństwie? - zastanawia się Natalia.